Ceny spadają, a chętnych jak nie było, tak nie ma. Na rynku zbóż zapanował spokój, żeby nie powiedzieć zastój. Producenci narzekają, że znalezienie odbiorców na większe partie surowca i jeszcze uzyskanie zadowalającej ceny graniczy z cudem. Wszystko dlatego, że większość przetwórców ma pełne magazyny, a kupować tylko po to, żeby kupić nikt nie chce.
Do tego dochodzi, spadająca co prawda, ale i tak wysoka cena. Wynik jest jeden – kto nie musi, ten zakupów nie robi. Producenci nie chcą zbyt tanio sprzedać skóry i jeśli potencjalny nabywca ich zdaniem zaniża cenę, to wolą wycofać się z transakcji i poczekać. Na co dokładnie czekają rolnicy? Na wyższe ceny.
Jak mówią, zapasy w magazynach przetwórców kiedyś się wyczerpią i wtedy przyjdzie czas na zyskowną sprzedaż. Jednak mogą się przeliczyć, bo przetwórcy większe transakcje przewidują dopiero w okolicach marca.
Jeszcze tydzień temu tona pszenicy kosztowała nawet 870 złotych, dziś najwyższa cena to 830 złotych, a i tak chętnych do kupna jest niewielu. Podobnie jest z owsem czy jęczmieniem. Choć ich ceny spadły nawet o 50 złotych za tonę, to do transakcji praktycznie nie dochodzi.