Kilka, a nawet kilkanaście milionów złotych przeznaczą w tym roku regionalne mleczarnie na niezbędne remonty i zakup nowych urządzeń. Wszystko po to, żeby spełnić wymogi Unii Europejskiej. Niestety, w tym wyścigu do Europy, oprócz zwycięzców będą też przegrani. Z siedemnastu mleczarni w regionie, trzy już dziś nie wytrzymały konkurencji, a sześć następnych ma marne szanse na to, aby dorównać swoim zachodnim konkurentom.
Pospieszne modernizacje, reżim sanitarny i ciągłe kontrole - tak wygląda teraz Rzeszowska Spółdzielnia Mleczarska w Trzebownisku. Jako jedna z trzech w regionie uplasowała się w najwyższej kategorii zakładów B1. To znaczy, że pierwszego maja przyszłego roku ma spełnić już wszystkie wymogi Unii.
Nie jest to łatwe, ale konieczne, by w przyszłości sprzedawać wyroby na rynkach europejskich. Mleczarnia w Trzebownisku wydała już na kilkanaście milionów złotych na poprawę warunków produkcji i otwarcie laboratorium. Nie dostała ani złotówki pomocy. Prawie cztery miliony złotych wyda do końca roku na spełnianie unijnych wymogów mleczarnia w Sanoku. Na razie brakuje jej sprzętu i magazynów. Trzeba jeszcze wdrożyć system wewnętrznej kontroli HACCP. W 90 procentach gotowy do akcesji jest już zakład w Jasienicy Rosielnej.
W wyścigu o dopłaty z Unii małe lub znikome szanse mają zakłady kategorii B2 i C. Jest ich w regionie aż jedenaście. Ale ponad połowa to fabryki zadłużone lub o niewielkich dochodach. W ich przypadku wdrożenie systemu wewnętrznej kontroli HACCP czy droga modernizacja - nie powiodą się bez pomocy z zewnątrz. Jest też inny sposób. Dębicka i mielecka spółdzielnia już teraz zdecydowały się na połączenie z dużym zakładem w Radomiu.