Posłowie zdecydowali, że najwięksi producenci mleka nie będą mogli otrzymać dodatkowych limitów na jego dostawy.
Pomysł, by faworyzować małe gospodarstwa mleczne kosztem wielkich ferm, będzie zabójczy dla naszego rolnictwa i dla cen. Tę w gruncie rzeczy polityczną decyzję łatwo można zrozumieć. W wielkich fermach pracuje znacznie mniej ludzi niż w małych gospodarstwach i dla posłów liczących na każdy głos dziś tylko to się liczy. Tymczasem jest to bardzo krótkowzroczna polityka.
Nie chodzi wyłącznie o to, że łamane są podstawowe zasady konkurencji, bo tylko tak można nazwać różnicowanie praw przedsiębiorstw zależnie od ich rozmiarów. Ważniejsze jest, że takie działania będą miały fatalne konsekwencje. Po pierwsze, należy się spodziewać, że blokowanie naturalnych procesów łączenia się małych gospodarstw w większe zahamuje spadek cen produktów spożywczych. Bo duże fermy produkują zazwyczaj taniej niż małe. Ma to znaczenie nie tylko dla polskich konsumentów, którzy będą finansować rozwój produkcji rolnej, ale może mieć przykre konsekwencje dla samego rolnictwa.
Dziś Europa broni swoich rolników. Dopłaca do ich produkcji i chroni przed konkurencją tańszej żywności z USA i krajów rozwijających się. Jednak prędzej czy później to się zmieni. Trzeba będzie otworzyć rynek i zmniejszyć dotacje. Gdy to nastąpi, przetrwają tylko najsilniejsze i największe gospodarstwa. Jeżeli będziemy nadal tak prowadzić politykę rolną, to wśród tych, które przetrwają, nie będzie gospodarstw polskich.