Początek wczorajszego posiedzenia sejmowej komisji rolnictwa i rozwoju wsi nie zapowiadał jego dalszego burzliwego i miejscami emocjonalnego przebiegu. Przedmiotem obrad miało być pierwsze czytanie projektu ustawy o zmianie ustawy o ochronie zwierząt w celu dostosowania polskiego prawa do dyrektywy Rady 2007/43/WE z 28 czerwca 2007 r. w sprawie ustanowienia minimalnych zasad dotyczących ochrony kurcząt utrzymywanych z przeznaczeniem na produkcje mięsa. „Schody” zaczęły się, gdy przybyli na posiedzenie przywołali dołączony do projektu ustawy projekt rozporządzenia w sprawie wymagań i sposobu postępowania przy utrzymywaniu zwierząt gospodarskich gatunków, dla których normy ochrony zostały określone w przepisach unii Europejskiej.
Rajmund Paczkowski – przewodniczący Krajowej Rady Drobiarstwa Izby Gospodarczej wyznał, że po zapoznaniu się z projektami a zwłaszcza projektem rozporządzenia ma dużego kaca. Wprowadzenie w życie rozporządzenia w czerwcu 2010 r. znacznie zmniejszy produkcję brojlerów w naszym kraju, bo spełnienie wymogu maksymalnego zagęszczenia obsady do 33, 39 lub co najwyżej 42 kg w przeliczeniu na 1 metr kwadratowy kurnika, stężenia amoniaku (do 20 ppm), dwutlenku węgla (3000 ppm) mierzonych na poziomie głów kurcząt i średniej wilgotności względnej mierzonej wewnątrz kurnika w ciągu 48 godzin – nie może przekraczać 70%, jeżeli temperatura zewnętrzna jest niższa niż 10 ºC są nie do spełnienia w polskich kurnikach. Dlaczego? – bo obecnie w naszym kraju produkowane są brojlery o wadze 2,3-2,4 kg przy obsadzie 17-18 sztuk na 1 metr kwadratowy. To oznacza, przy takich parametrach produkuje się 48 kg, więc zejście do 33 lub 39 kg oznacza zmniejszenie produkcji o co najmniej 20%. I choć rzeczywiście, w Europie Zachodniej brojlery oferowane w sklepach nie przekraczają wagi 1,5 kg, bo tam gusty klientów są inne – konsumenci preferują mniejsze kurczaki, to w Polsce tradycja jest inna i lepiej sprzedają się kurczaki w wyższych wagach.
Zdaniem przewodniczącego autor projektu (ten kto pisał) rozporządzenia albo nigdy nie był w kurniku, albo nie wie o czym pisał, jak bowiem wytłumaczyć fakt, iż w projekcie zakłada się , iż w przeciętnym polskim kurniku o powierzchni 1,2 tys. metrów kwadratowych, gdzie zwykle są 4 lub 5 linii karmienia po 80 m długości każda i 4-5 linii pojenia ma przypadać 10 cm karmidła na 1 kurczaka. To oznacza, że przy 16 tys. obsadzie kurcząt w jednym kurniku trzeba by zakładać instalacje linii karmienia i pojenia o długości 1 km i 600 metrów, gdy dziś producenci maja po 400 m linie. Gdyby chcieć wdrożyć w życie – spełnić wymogi rozporządzenia cały kurnik musiałby być wyłożony karmidłami i poidła a zabrakłoby miejsca dla drobiu.
W paragrafie 30 projektu rozporządzenia przewiduje się, że każda kura ma mieć dostęp do co najmniej dwóch poideł kropelkowych lub kubeczkowych. Dziś w przeciętnym kurniku jest 4 lub 5 linii po 280 poideł kropelkowych na każdej linii. Spełnienie wymogów projektu rozporządzenia oznaczałoby konieczność zainstalowania 8 tys. sztuk takich poidełek, więc sam sprzęt zajmowałby kurnik na szerokości około 10 metrów, gdy cały kurnik ma 12-14 m szerokości. Na jedno poidło określane przez producentów mianem dzwonu może przypadać co najwyżej 4 ptaki, a w kurniku jest co najmniej 16 tys. kurcząt to przy średnicy 30-40 cm takiego dzwonu i koniecznej liczbie 4 tys. takich poideł w jednym kurniku – wychodzi bzdura.
Andrzej Danielak – prezes zarządu Polskiego Związku Zrzeszeń Hodowców i Producentów Drobiu – wobec oczywistych błędów projektowych rozporządzenia apelował o utworzenie stałej komisji związkowo-rządowej, która na bieżąco rozpatrywałaby wszelkie tego typu projekty przed ich publikacjami, by nie ośmieszać urzędu ministra. Wejście w życie tak zaprojektowanego rozporządzenia oznaczałoby nic innego jak pogrom polskiego drobiarstwa, zmniejszenie jego konkurencyjności i produkcyjności o co najmniej 25%. Prezes zażądał autora projektu ukarania - bo napisał bzdury tak wielkie, że nie godzi się, aby wysoka komisja zajmowała się takimi problemami – argumentował prezes – bo to jest kompromitacja człowieka, który takie normy zaplanował, zwłaszcza jeśli chodzi o wyposażenie kurników. Np. wymóg wilgotności względnej powietrza nie wyższy niż 70% oznacza nic innego jak konieczność wymiany całego powietrza znajdującego się w kurniku w ciągu 1 minuty. A to by oznaczało konieczność dekapitalizowania kurników na znaczne kwoty w urządzenia osuszające tzw. wlotowe powietrze. Podobnie sprawa poziomu szkodliwych gazów w kurniku, który nie zależy od producenta drobiu lecz od producenta paszy, bo od jej właściwej kompozycji – składu mieszanki zależy perystaltyka jelit i proces trawienia. Za skutki miałby oczywiście odpowiadać rolnik.
Na problem szkoleń zwracała uwagę Teresa Rzemińska – producentka kur reprodukcyjnych. Producentka ukończyła przed sześcioma laty szkolenie na temat utrzymania dobrostanu zwierząt i martwiła się, czy nie będzie tak, że znów za pieniądze unijne organizowane będą kolejne szkolenia gdyż „stara” edycja miałaby tracić ważność. Na szczęście Kazimierz Plocke – wiceminister rolnictwa odpowiedzialny za przygotowywaną nowelizację i projekt rozporządzenia uspokoił producentkę i oświadczył, iż świadectwa ukończenia kursów – szkoleń zachowują ważność. Minister zaznaczy także, że projektowane rozporządzenie nie wejdzie wcześniej do życia jak 1 lipca 2010 roku a do tego czasu wszelkie mankamenty będą usunięte.
8225839
1