Dzięki wstrzymaniu importu drobiu z krajów zagrożonych ptasią grypą oraz zwiększonemu popytowi na drób, sytuacja na rynku drobiarskim nieco się poprawiła. Niestety koszt produkcji podnoszą ciągle drożejące pasze.
Skończył się czas świąt i długiego weekendu, ale teraz zaczęły się komunie. Dlatego na rynku drobiu sytuacja jest zaskakująco dobra. Za sprawą ptasiej grypy wciąż wstrzymany jest import z zachodu. Hodowcy nalegają także na zamknięcie naszych granic dla piskląt przywożonych z Czech. To co teraz dzieje się na rynku to najlepszy dowód na to, że bez importu drobiu jesteśmy samowystarczalni, nie ma też żadnych problemów z nadpodażą.
Ceny brojlerów w małych ubojniach wzrosły do 3 złotych za kilogram. Najdrożej jest teraz na Śląsku i Opolszczyźnie. Najmniej dostają hodowcy z województw: mazowieckiego, kujawsko-pomorskiego i warmińsko-mazurskiego. Niestety latem produkcja jest równie droga jak zimą. Koszty ogrzewania zastąpiły wydatki na wentylację kurników i większe straty w stadach.
Co najgorsze cały czas drożeją pasze. Ich ceny wzrosły już nawet o 10%, czyli o kilkadziesiąt złotych za tonę. Zakłady z którymi hodowcy mają podpisane umowy kontraktacyjne płacą za brojlery od 2,50 zł za kilogram. Na wolnym rynku ceny są o kilkadziesiąt groszy wyższe. W ostatnich tygodniach większość mieszalni pasz zdążyło już podnieść ceny i to często kilkakrotnie. Inne właśnie teraz szykują się do podwyżek, bo ziarno gwałtownie drożeje.