Nie będzie wsparcia dla przetwórców drobiu. Na 220 mln zł rekompensaty mogą natomiast liczyć producenci drobiu i jaj.
- To dla nas szok, nie tego się po polskim rządzie spodziewaliśmy - mówi Leszek Kawski z Krajowej Rady Drobiarskiej. - Na nic się zdały nasze wielokrotne spotkania z ministrem i wyliczenia strat. Decyzja zapadła za naszymi plecami.
To reakcja na słowa wiceministra rolnictwa Jana Krzysztofa Ardanowskiego, który w środę poinformował drobiarzy, iż mogą liczyć na 220 mln zł rekompensaty za straty spowodowane ptasią grypą. Połowa tej sumy będzie pochodziła z budżetu Unii, a połowa z budżetu krajowego. Rządy państw, w których pojawiła się ptasia grypa, miały składać do 24 maja wnioski o dofinansowanie. Polska wystąpiła o 220 mln zł. Pieniądze pojawią się najwcześniej we wrześniu.
Tymczasem według drobiarzy straty spowodowane ptasią grypą przekroczyły 700 mln zł. To efekt spadku konsumpcji oraz sprzedaży mięsa i wyrobów drobiarskich poniżej kosztów produkcji. Teraz zakłady sprzedają kurczęta po 3,7-3,8 zł za kilogram tuszki, a koszt produkcji wyliczają na blisko 4,3 zł za kilogram. Dlatego zakłady drobiarskie zaapelowały do ministra rolnictwa o 400 mln zł rekompensaty (dla przetwórców oraz swoich hodowców), a hodowcy drobiu o następne 200 mln zł.
- Nie występowaliśmy o rekompensaty dla przetwórców, bo Bruksela powiedziała, że szkoda papieru na pisanie wniosków, a dotacje przewiduje głównie dla producentów. - tłumaczy "Gazecie" Jan Krzysztof Ardanowski. - Jeśli dostaniemy te 220 mln, co wcale nie jest pewne, to przynajmniej uratujemy hodowców, a na tym nam przede wszystkim zależy. Branża przetwórcza nie jest w aż tak złej sytuacji jak rolnicy.
Jednak zdaniem naszych przetwórców ich sytuacja w tym roku jest tragiczna - są już pierwsze bankructwa zakładów i zwalnianie pracowników. Dlatego suma, o jaką wystąpił rząd, jest żenująco mała. - Polska, która jest czwartym producentem drobiu w Unii, otrzyma jedną z najniższych rekompensat. Wiemy, że na Węgrzech tylko jeden zakład wystąpił o 200 mln euro. To klęska - mówi wzburzony Kawski.