A teraz o nienajlepszej końcówce dobrego roku. Hodowcy drobiu biją na alarm, koszty produkcji ruszyły w górę, a ceny żywca spadły. To efekt nadprodukcji - odpowiadają przetwórcy i przypominają, że gdy ceny były dobre, kto tylko mógł zapełniał kurniki. Teraz nie ma innego wyjścia i dostosować wielość produkcji do wymagań rynku. A z bolesnej lekcji wyciągnąć wnioski. Światełko w tunelu już widać, długi weekend zdołał zatrzymać kolejne obniżki.
W całej sprawie jest jeszcze wątek międzynarodowy. Przez ostatnie miesiące to wschodni, wyjątkowo chłonny rynek ratował nas przed zalewem kurczakami.
Ale po wygranej przez Amerykanów batalii o rosyjskich klientów, statki wypełnione drobiowym mięsem zza oceanu zawitały już do wschodnich portów. Jak się okazuje nasze kurczaki nie są już tak potrzebne.
Mamy ich więc pod dostatkiem. Zdaniem drobiarzy z ostatnich tygodni płyną dwa wnioski, po pierwsze nadprodukcja hodowcom nie służy, bo warunki dyktują wtedy zakłady. Po drugie umowy lojalnościowe z firmami przetwórczymi ratują przed gwałtownym spadkiem opłacalności, warto je więc podpisywać.
Brojlery zł/kg
ceny skupu netto
umowy kontraktacyjne 3,00 – 3,15
wolny rynek 2,80 – 3,00
Gdy surowca jest za dużo, małe ubojnie bez skrupułów egzekwują prawa rynku i obniżają ceny. Duże firmy są mniej podatne na wahania.
Tu cena wciąż przekracza 3 złote za kilogram. Choć w sezonie pod znakiem drogich pasz to i tak mało. Średnio przez ostatnie półtora miesiąca ceny skupu żywca drobiowego spadły z 3 złotych 60 groszy, nawet poniżej 3 złotych. To prawie o 1/5.
Ale są ubojnie gdzie wygląda to jeszcze gorzej. W połowie września, kiedy żywca trzeba było szukać płaciły one 3 złote 80 groszy, teraz 2 złote 90.