Choć do skupu trafia niewiele tuczników, zakładom mięsnym nie brakuje surowca. Sprzedaż mięsa jest niewielka, wędlin - bardzo mała. Możliwe jednak, że po 1 maja większego apetytu na polską szynkę nabiorą Hiszpanie i Włosi.
W sklepach mięsnych w Bydgoszczy, Toruniu i Złotnikach Kujawskich przyznają
zgodnie, że po świętach sprzedaż znacznie spadła.
Schabowy to
luksus
Największym powodzeniem cieszą się tańsze żeberka, porcje
rosołowe i kości. Droższe mięso handlowcy zamawiają w niewielkich ilościach "bo
mało kogo stać na taki luksus". Z wędlinami jest jeszcze gorzej. Nabywców
znajdują głównie kiełbasy, których cena za kilogram nie przekracza 5-7
zł.
- Popyt jest niski, więc mimo tego, że świń jest mniej, surowca
nam nie brakuje - mówi Henryk Cieśliński, prezes Zakładów Mięsnych Polmeat
w Brodnicy.
Ceny w punktach skupu na Kujawach i Pomorzu w porównaniu z
okresem przedświątecznym nieco spadły. W miniony piątek za kilogram tucznika
płacono 3,80-4,00 zł. Zdaniem prezesa Cieślińskiego przez najbliższe dwa
tygodnie stawki nie powinny się zmienić.
Zmiany na
koniec
Niewielki wzrost cen żywca może nastąpić pod koniec
kwietnia. Po pierwsze dlatego, że maj to zwykle okres większej sprzedaży mięsa i
wyrobów (czas grillowania i przyjęć komunijnych). Drugi powód związany jest z
przystąpieniem Polski do Unii. - Zapewne przedsiębiorcy będą chcieli mieć
trochę większe zapasy - twierdzi Cieśliński. Nie sądzi jednak, by podobnie
mogliby zachowywać się klienci sklepów. - Mięso to nie cukier - żartuje
prezes. - Poza tym trudno stwierdzić, co na pewno podrożeje, a co
stanieje.
Najprawdopodobniej stanieją tłuszcze zwierzęce, podrożeją
- szynki. Wiele jednak zależy od popytu. Jeśli zgodnie z zapowiedziami Hiszpanie
i Włosi zaczną kupować polskie szynki dojrzewające, ich ceny wzrosną. Jednak
duże podwyżki rodzimych wyrobów mogłyby doprowadzić do ekspansji firm
zachodnich, dlatego polscy producenci nie będą mogli zapominać o rynku krajowym
i windować cen.