Do niedawna Polska była liczącym się w Europie eksporterem mięsa. Mięso i wyroby mięsne z naszego kraju znane były we wszystkich zakątkach kontynentu. Wysokie walory smakowe, konkurencyjna cena i wieloletnia tradycja, mała ingerencja chemii sprawiały że pozostawialiśmy z tyłu mocną konkurencję unijna mało tego często zdarzało się że to do Polski przyjeżdżali kontrahenci zachodni w poszukiwaniu mięsa o wybitnych walorach smakowych powstałych ze zwierząt, które nie rosną tak szybko jak np. tuczniki duńskie. Wielką promocję dokonali nasi emigranci którzy pokazali naszym partnerom unijnym jak można dobrze i zdrowo zjeść. Niestety od kilku lat układ ten zaczyna się zmieniać czego skutkiem były ostatnie notowania rynkowe z których wynika że w 2008 roku staliśmy się znaczącym importerem mięsa!
Jak to się stało?
Analitycy rynku rolnego i bankowi podają różne wersje. Wiele pisze się o załamaniu rynku w Rosji, zbyt wysokiej a teraz zbyt niskiej wartości złotówki itp. Tymczasem przyczyn należy szukać gdzie indziej. Przetrącony został kręgosłup polskiej wytwórczości i nie tylko branży mięsnej ponieważ uderzono w małe i średnie przedsiębiorstwa, które to od wieków były motorem napędowym gospodarki. Niszczenie tego sektora tz. „małego przemysłu” uniemożliwia działanie najważniejszego z czynników twórczych czyli konkurencji. Obecnie na naszym rynku najlepiej funkcjonuje się olbrzymim koncernom zwłaszcza z obcym kapitałem. Dwa z trzech największych kombinatów mięsnych działających w Polsce są spółkami zagranicznymi, bo tylko wielkie zakłady są wstanie przebrnąć przez gąszcz przepisów tworzonych przez UE i polskie organy kontrolne. O wymaganiach sanitarnych napisano już wiele tomów opracowań, analiz i sprawozdań. Skutek jest taki że kiedy w USA każdy przeciętny Amerykanin może rozpocząć produkcje np. ciastek, kiełbasek i innych przetworów wsi polskiej lub drobnej działalności wytwarzając je w swojej własnej kuchni lub w garażu to w Polsce jest to nie możliwe ponieważ natychmiast pojawi się kilka organów kontrolnych i zniechęci każdego do działania.
Tym razem eliminowanie małych i średnim przedsiębiorstw ubijającym żywiec rzeźny powierzono Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno – Spożywczych a narzędziem w tym celu ma być klasyfikacja poubojowa zwierząt w systemie EUROP.
Zgodnie z Rozporządzeniem Komisji (WE) nr 1249 /2008 z dnia 10.12.2008r. ustanawiającym szczegółowe zasady wdrożenia wspólnotowych skal klasyfikacji tusz wołowych, wieprzowych i baranich oraz raportowania ich cen, każdy zakład, który ubija więcej niż 200 stuk świń lub 75 sztuk bydła dorosłego tygodniowo jest zobowiązany do prowadzenia oceny poubojowej.
Co to oznacza? Oznacza to, że ubojnia która tygodniowo ubija 201 sztuk trzody chlewnej, i wszystkie tuczniki zakupiła ( zgodnie z wolą hodowców) na wagę żywą i która wszystkie tusze przetwarza i zamienia w pyszne wyroby zostaje zmuszona do prowadzenia kosztownej i nikomu nie potrzebnej czynności. Najśmieszniejsze jest to że te zakłady co zajmują tylko ubojem i wprowadzaniem półtusz wieprzowych i wołowych a nie przekraczający magicznej liczby 200 stuk świń lub 75 sztuk bydła dorosłego tygodniowo mogą być bezkarnie i handlować surowcem bez klasyfikacji. Czasami się zdarza ze po 2-4 firmy wykonują uboje w tej samej rzeźni obchodząc tym sposobem przepis i takie zakłady działają dość prężnie. A koszty uczciwej firmy nie są małe: zakup aparatu ok. 40 000 zł, przeszkolenie pracownika ok. 2 000 zł, pensja klasyfikatora to ok. 36 000 zł rocznie, waga kolejkowa 5 000 zł, oprogramowanie 5 000 zł. Można teraz porównać dla kogo zostało przygotowane to prawo. W przypadku małej ubojni jedno roczny koszt klasyfikacji to 88 000 zł przy uboju 10 400 sztuk daje prawie 8,5 zł na sztuce tymczasem w dużym zakładzie ubijającym powyżej 300 000 szt. rocznie gdzie zatrudnionych jest 3 klasyfikatorów i pracują na podobnych urządzeniach koszt klasyfikacji to 164 000 zł czyli 0,54 zł za sztukę.
Z drugiej strony zainteresowanie polskich rolników takim sposobem rozliczania za dostarczony przez nich żywiec jest niewielkie i dotyczy głównie dużych hodowców. W małych gospodarstwach gdzie postęp hodowlany jest niewielki, z powodów ekonomicznych jak i hodowlanych prosięta ras wysokomięsnych są dość drogie a tradycyjny system karmienia opiera się w dużej mierze na paszach własnych i rolnik zdaje sobie sprawę że nie osiągnie najlepszego wyniku mięsności, więc preferowany jest system zapłaty za żywiec jest waga żywa. Ten system podejścia ma swoje uzasadnienie ekonomiczne. Przyjmijmy że cena na wagę żywą wynosi obecnie ok. ok. 4,8 zł a według wagi poubojowej 6,3 zł, przyjmując wagę żywą 120 kg rolnik otrzyma za tucznika 576 zł za wagę żywą i 542 zł za wagę poubojową jeżeli jego tucznik zostanie sklasyfikowany w środkowej klasie R a ta klasa dominuje wśród świń dostarczanych z drobnych gospodarstw rolnych. Zaś zklasowanie w klasie P może się wahać od 20-47zł mniej na sztuce do wagi bitej ciepłej sztuki.
Nasuwa się pytanie, dlaczego wobec tego niektóre zakłady prowadziły klasyfikacje wcześnie zanim weszły w życie przepisy wymuszające takie działanie?
Otóż klasyfikacja EUROP jest opłacalne wtedy kiedy tuczniki maja wysoką mięsność i uzyskują wysokie premie przy zakupie a dla zakładu kiedy prowadzi handel półtuszami lub elementami handlowymi. Innymi słowy wymuszanie takiego systemu zapłaty jest ukłonem w stronę dużych przedsiębiorstw i ograniczeniem swobody działalności gospodarczych pozostałych firm. Poza tym dochodzi problem zakładów, które pozyskują skórę wieprzową. Zdejmowanie kruponu uniemożliwia bowiem prowadzenie klasyfikacji wobec czego zakłady które to robią są karane wysokimi grzywnami. Paradoks prawny polega na tym że wymaga się prowadzenie czegoś co jest fizycznie nie możliwe, a na dodatek nie potrzebne, oponentów zaś karze się wysokimi mandatami.
Tego typu lapsusów prawnych jest więcej: nie wiadomo jak postąpić w rzeźniach w których ubój jest prowadzony usługowo lub część ubijanych zwierząt stanowią maciory albo sztuki ciężkie nie podlegające klasyfikacji czy zakład dalej jest zobligowany do prowadzenia klasyfikacji? Odpowiedź brzmi tak bo w kwestiach spornych prawo interpretowane jest na niekorzyść podmiotów gospodarczych co może w znacznym stopniu zwiększyć przychody skarbu państwa z uzyskanych mandatów.
Osobny problem stanowi Inspekcja jakości Handlowej Artykułów Rolno – Spożywczych. Organ ten ma w swoim zakresie działań: nadzór nad jakością handlową artykułów rolno-spożywczych, a w szczególności: kontrolę jakości handlowej artykułów rolno-spożywczych w produkcji i obrocie
Innymi słowy zakład, który nie wprowadza półtusz do obrotu nie powinien podlegać kontroli IJHARSu. Praktyka jest jednak inna ponieważ akurat w tym punkcie Inspekcja wypełnia postanowienie rozporządzenia dotyczące obligatoryjności klasyfikacji. Wobec czego nabywa prawo do nakładania olbrzymich kar pieniężnych mogących sięgać nawet 10% wartości obrotu zakładu! Karać jest łatwo ale czy ktokolwiek zadał sobie pytanie jak to się stało że pracownik Inspekcji po 1 dniu pracy staje się automatycznie rzeczoznawcą czyli specjalistą do spraw wszystkiego od chmielu, jajek, ryb na wołowinie i wieprzowinie kończąc? I to właśnie takie osoby będą decydować o wymierzeniu takiej bądź innej kary klasyfikatorowi z wieloletnim doświadczeniem którzy widzą surowiec codziennie i dzień za dniem dokonują klasyfikacji.
Podsumowując, narzucono małym i średnim przedsiębiorstwom wprowadzenie klasyfikacji zwierząt, która jest kosztowna, a co gorsze zupełnie niepotrzebna. Zarówno właściciele zakładów jak i rolnicy nie wykorzystują i nie chcą takiego systemu rozliczeń, ale jest on im narzucany. Mamy tu zatem kolejny przykład tworzenia prawo pod dyktando bardzo dużych zakładów, co na pewno przyczyni się do zmonopolizowania rynku i w efekcie zmniejszenia konkurencyjności polskich wyrobów.
7030328
1