Intensywne opady deszczu, silne wiatry i gwałtowne burze upodobały sobie tego lata nasz kraj, codziennie w doniesieniach prasowych czytamy o powodzi, nawałnicach, stratach materialnych.
Żywioł nie ominął Dolnego Śląska, gwałtowne burze z intensywnymi opadami deszczu i gradobiciem wyrządziły ogromne straty - szczególnie w rolnictwie. Po burzy zgodnie z przysłowiem powinna być ładna pogoda, okazuje się że przy obecnych anomaliach i przysłowia się nie sprawdzają. Dzień dwa słonecznej pogody i burze uderzają z nową siłą, nasiąknięta ziemia nie przyjmuje wody, na polach tworzą się kałuże, sprzęt rolniczy grzęźnie w błocie, nie zebrany rzepak osypuje się zboże porasta, zaraza ziemniaczana bezkarnie niszczy plantacje.
Żywiołu nie można powstrzymać, ale poprzez odpowiednie działania można ograniczać skutki jego działalności. Wydawało się, że powódź z 1997r. wiele nauczyła, że wyniesione doświadczenia pomogą wyeliminować błędy organizacyjne, że na zabezpieczenia przeznaczy się więcej środków, kto tak myślał jest w błędzie. W naszym kraju bardziej opłaca się wydawać środki na usuwanie szkód niż na działania zapobiegawcze. Rolnicy to grupa zawodowa najbardziej odczuwająca działania kataklizmów, zmarnowany całoroczny trud przybija psychicznie i materialnie, dla wielu może już nie starczyć sił ani środków na odbudowę swojego gospodarstwa. Lokalne kataklizmy i indywidualne tragedie nie dają podstaw do ogłoszenia stanu klęski żywiołowej i prawa do pomocy ze strony państwa, na ubezpieczenie niewielu stać, samorządy lokalne też za wiele nie mogą pomóc, pozostaje pomoc sąsiedzka i solidarność rolnicza.
Wieś Dolnośląska, nr 8, sierpień 2001.