Takiego zdania są opolscy rolnicy. Uważają oni, że należy zmienić przepisy określające sposób prowadzenia ich działalności.
Największym zwolennikiem powołania Izb Rolniczych na Opolszczyźnie było – przed sześciu laty – Polskie Stronnictwo Ludowe. Przekonywało, że rolnicy będą mieli samorządową reprezentację, która skutecznie będzie bronić ich interesów i zabiegać o poprawę opłacalności produkcji. Nikt nie kwestionuje potrzeby powołania Izb Rolniczych, ale ich skuteczność musi być większa.
Izby rolnicze to nie było specjalnie chciane dziecko przez rolników. Nie bardzo wierzyli w skuteczność nowego samorządu i mieli trochę racji. Izby rolnicze nie spełniają tych zadań, do których są powołane – mówi Eugeniusz Kłopotek, wiceprezes PSL.
Opolska wieś oczekiwała, że Izba Rolnicza zahamuje likwidację i wyprzedaż zakładów przemysłu przetwórczego. Tymczasem zbankrutowały największe w kraju sprywatyzowane Opolskie Zakłady Mięsne, większość mleczarni przejął obcy kapitał. Namawiani przez Izbę rolnicy z kilku gmin powiatu nyskiego założyli Zrzeszenie Producentów Rolnych "TUR". Po czterech latach okazało się, że nadzieje ponad 400 rolników na pozbycie się kłopotów ze zbytem plonów nie spełniły się.
Zrzeszenie ma teraz miliony długów, pustą kasę i magazyny, a 300 rolników czeka na pieniądze za oddane zboże. A rolnicy zarzucili Izbie i jej delegatom, że opuszczają ich w potrzebie. Mimo niedociągnięć są również sukcesy. Opolska Izba Rolnicza okazała się skuteczna w organizowaniu pomocy dla rolników podczas powodzi tysiaclecia. Zablokowała sprzedaż obcemu kapitałowi Kombinatu Rolnego w Kietrzu, który teraz radzi sobie lepiej niż sprzedany angielskim farmerom Kombinat w Głubczycach.