GUS kosztuje krocie, ale dane statystyczne, które zbiera, mogłyby też przynieść miliardy gospodarce. Jednak Urząd udostępnia je w nieprzyjazny sposób, uważa Maciej Bukowski z WISE. GUS nie zgadza się z zarzutami i przekonuje, że nowocześnie dzieli się danymi.
"Doszło do tego, że polscy użytkownicy, chcący skorzystać z polskich danych statystycznych, pobierają je z baz Eurostatu (statystyki UE), do których nasz GUS przesyła dane w surowej formie, nieopracowane" - wytykał dr Maciej Bukowski z Warszawskiego Instytutu Studiów Ekonomicznych w rozmowie z PAP. Jak mówił, bazy Eurostatu zawierają hurtowe ilości danych i są bardzo przyjazne dla użytkownika. Użytkownicy mogą ściągnąć sobie zarówno część danych, jak i całą bazę.
"Tak samo robią to inne urzędy statystyczne, np. w USA. Dzięki temu różne firmy, które mają pomysły jak przetworzyć całą lub część tej bazy, mogą to robić. W Polsce nie" - podkreślił.
Sam GUS uznał jednak te uwagi za nietrafione i jak stwierdził w odpowiedzi przesłanej na pytania PAP, "w dobie dynamicznego rozwoju Internetu i narzędzi informatycznych nie wydaje się znacząco istotne, czy dane dotyczące Polski pobierane są z bazy Eurostatu czy z bazy krajowej GUS".
Dr Bukowski z WISE zgłosił jednak także inne zastrzeżenia do sposobu, w jaki Urząd udostępnia dane.
"Główny Urząd Statystyczny zbiera ogromnie dużo danych o prawie wszystkich dziedzinach życia w Polsce, ale udostępnia je przede wszystkim za pośrednictwem swoich opracowań takich jak Rocznik Statystyczny w formie plików pdf, a nie jako nadające się do cyfrowej obróbki bazy danych. Hurtownia danych udostępnianych przez GUS jest niedostatecznie zaopatrzona i trudna w użyciu. To ogromna bariera do wykorzystania tych danych" - mówił ekspert. Jak dodał, jeśli już GUS coś udostępnia, to robi to niekonsekwentnie, często zmieniając m.in. formaty plików i informacji, którymi się posługuje.
Zaznaczył przy tym, że dane z Eurostatu nie zastąpią Polakom danych GUS, bo polski Urząd zbiera znacznie więcej informacji niż te, które są przekazywane na potrzeby europejskich statystyk.
Jako przykład wskazał organizowany przez GUS raz na 10 lat Narodowy Spis Powszechny.
"Spisuje się wówczas nas wszystkich, wszystkie mieszkania. Koszt takiej operacji przekracza miliard złotych. Tymczasem GUS nie udostępnia tych danych, ani nawet jakiejś ich zanonimizowanej lecz statystycznie reprezentatywnej próby. To są dane publiczne, państwo za nie płaci i potem używa ich tylko raz - przez GUS. Urząd opublikuje kilka raportów, wyciągnie trochę wniosków o naturze statystycznej przeskalowując tu i ówdzie coś w swoich bazach, ale to wszystko, co obywatel zyskuje za miliard złotych, które na to wydał. Publikacje GUS są wartościowe i zawierają wiele użytecznych informacji, ale gdyby udostępnić całą bazę danych, albo chociaż próbę reprezentatywną z tej bazy danych z kilkudziesięcioma tysiącami rekordów, to mielibyśmy nieocenione źródło wiedzy dla nauki i podmiotów gospodarczych, które wykorzystałyby one w sposób wielokrotnie doskonalszy od GUS" - podkreślił Bukowski.
Według eksperta mogłyby z nich skorzystać niemal wszystkie firmy, które zyskałyby lepszą informację na temat swojego otoczenia.
"To byłaby nieoceniona wiedza choćby dla inwestorów na rynku nieruchomości, którzy dzięki temu mogliby podejmować lepsze decyzje lokalizacyjne i inwestycyjne" - zauważył Bukowski. Jak powiedział, surowe dane byłyby także istotnym materiałem dla start-upów, które mogłyby dzięki nim wytworzyć nowe serwisy.
GUS przekonuje jednak, że udostępnia dane w szerszym zakresie niż opisuje to dr Bukowski i odrzuca jego zarzuty.
Według Urzędu Narodowy Spis Powszechny Ludności i Mieszkań został przeprowadzony z zachowaniem przepisów unijnego rozporządzenia - zarówno w kwestii metody, jak również zakresu tematycznego oraz sposobu przekazywania danych.
"Zakres opracowanych danych zaspokajał również potrzeby krajowe" - zapewnił Urząd.
Jak dodał, z uwagi na duże zainteresowanie środowisk naukowych dostępem do danych jednostkowych ze Spisu Powszechnego z 2011 r., "umożliwiono dostęp do zanonimizowanych danych jednostkowych zebranych podczas NSP 2011, przez specjalnie przygotowane w GUS stanowisko pracy NAUKOWIEC."
"Publikacje z NSP 2011 dostępne są na stronie internetowej statystyki publicznej, uzupełnione są plikami xls umożliwiającymi użytkownikowi prowadzenie samodzielnych analiz. (...) Z każdego badania statystycznego realizowanego przez GUS wydawane są publikacje tematyczne, uwzględniające szerszy zakres informacji niż w Roczniku Statystycznym RP, który zawiera również dane otrzymane przez GUS od innych urzędów publicznych prowadzących statystyki we właściwym sobie zakresie" - poinformował GUS.
Oprócz tego - jak podał Urząd - interdyscyplinarne dane statystyczne dostępne są w Bazie Danych Lokalnych, Systemie Monitorowania Rozwoju STRATEG, Platformie Analitycznej SWAiD, Bazie Demografia, Bazie Handlu Zagranicznego czy Portalu Geostatycznym. Wymienione bazy danych dostępne są bez specjalnie dedykowanego dostępu dla użytkownika na stronie Urzędu.
"Jeśli bazy danych ani publikacje nie zaspokajają potrzeb informacyjnych użytkownika, może on zwrócić się do GUS z indywidualnym zamówieniem" - podał GUS.
Urząd odrzuca także zarzuty Macieja Bukowskiego dotyczące nadmiernego powoływania się na tajemnicę statystyczną, by nie udostępniać danych.
"Oprócz przyzwyczajeń GUS, jako typowej polskiej instytucji publicznej, problemem jest także tajemnica statystyczna, którą w Polsce nadmiernie się fetyszyzuje. Podobnie jak ochrona danych osobowych, doprowadzona u nas niemal do absurdu. W rezultacie dane publiczne, na które wydajemy masę pieniędzy, nie są udostępniane" - zaznaczył ekonomista.
Zdaniem Urzędu to niesłuszny pogląd.
"Tajemnica statystyczna służy ochroną przede wszystkim podmiotom gospodarczym i osobom biorącym udział w badaniach. (...) W ocenie GUS nie jest to absurdem, lecz niezbędną i konieczną gwarancją dla podmiotów sprawozdawczych przekazujących statystyce publicznej dane, które wcześniej, obecnie jak i w przyszłości podlegały i podlegać będą ochronie prawnej" - podał GUS.
PAP
7411340
1