W powiatowym biurze Wielkopolskiej Izby Rolniczej szukają wsparcia m.in. rolnicy oszukani przez kontrahentów oraz plantatorzy, których uprawy spustoszyły dziki.
Zajmuje się wszystkimi sprawami związanymi z rolnictwem. Radzimy gospodarzom jak załatwiać urzędowe formalności i niekiedy nawet im w tym pomagamy – informuje kierownik biura Witold Przybył. Placówka mieści się w piwnicy starostwa przy ul. 17 Stycznia. Biuro jest czynne w poniedziałki i piątki, ale W. Przybył urzęduje tam prawie każdego dnia. – Nawet nie przypuszczałem, że prowadzenie biura jest tak czasochłonne – dodaje.
Niedawno zjawił się rolnik, któremu dziki spustoszyły plantację pomidorów. Nie wiedział, gdzie dochodzić roszczeń. Dowiedział się, że szacowaniem strat zajmują się specjalne komisje, w skład których wchodzą przedstawiciele nadleśnictwa i koła łowieckiego z danego terenu. Niektórzy rolnicy szukają informacji na temat dopłat unijnych. Nie wiedzą, jakie będą tzw. kwoty mleczne, innych interesują dotacji do zbóż.
W niektórych przypadkach jesteśmy przysłowiową ostatnią deską ratunku dla rozgoryczonych rolników, którzy bezskutecznie szukają pomocy w innych instytucjach. Przykładem jest grupa gospodarzy, która od trzech lat ubiega się o pieniądze za trzodę dostarczoną do zakładów mięsnych w Gorzowie – mówi W. Przybył. Zakład ogłosił upadłość w połowie 2000 r., zaś syndyk zakwalifikował dostawców do tzw. szóstej grupy, co w praktyce oznacza, że nie maja większych szans na odzyskanie pieniędzy. – Ustaliliśmy, że zakład ma zaległości wobec 160 rolników i firm – podkreśla Józef Cybernik, któremu zbankrutowane zakłady winne są prawie 24 tys. zł. Z inicjatywy izby rolniczej odbyło się spotkanie w tej sprawie, ale nie przybył ani syndyk, ani zaproszeni parlamentarzyści. Jak tłumaczy W. Przybył, samorząd zrobił wszystko, co było w jego mocy. – Niestety, cudotwórcami nie jesteśmy – stwierdza.