Jak się dowiedziała "Rzeczpospolita", Polska – w rozmowach z Unią Europejską w sprawie podziału dopłat bezpośrednich dla rolników – rozważa trzy warianty. Od tego, co się uda uzyskać, będzie zależeć, ile pieniędzy trafi do poszczególnych właścicieli gospodarstw.
Dziś do Brukseli na kolejne konsultacje jedzie główny negocjator Jan Truszczyński. Ma poznać stanowisko przedstawicieli krajów Unii Europejskiej w sprawie zapisów traktatu. Kontrowersje między Polską i krajami członkowskimi pojawiły się, kiedy przyszło zapisać w traktacie akcesyjnym warunki kompromisu osiągniętego w grudniu na unijnym szczycie w Kopenhadze.
Polska uważa, że cała kwota dopłat bezpośrednich – 55, 60 i 65 procent w pierwszych 3 latach członkostwa – powinna być wypłacana rolnikom w zależności od wielkości gospodarstwa. Jest to tak zwany system uproszczony. Kraje Unii twierdzą z kolei, że według tego kryterium powinno być wypłacane tylko 25, 30 i 35 procent dopłat w kolejnych latach członkostwa. Reszta pieniędzy – czyli 15 procent przesunięte z funduszy na rozwój wsi oraz dopłaty z polskiego budżetu – miałaby trafić wyłącznie do rolników, którzy produkują towary dotowane w tej chwili w Unii – np. zboża, rośliny oleiste i wysokobiałkowe, bydło i owce.
Wyższych dopłat nie dostaliby w nim na przykład producenci ziemniaków czy wieprzowiny. To system mieszany. Ale jest jeszcze wariant kompromisowy. Według informacji "Rzeczpospolitej", Polska może zabiegać, aby systemem uproszczonym objęto nie tylko 25 procent dopłat, ale także dodatkowe 15 procent przesunięte z funduszy wiejskich. Wówczas całe unijne środki zostałyby podzielone równo między rolników według obszaru upraw. Najpóźniej jutro rząd ma podjąć decyzję, na które rozwiązanie się decyduje.