Minister ds. europejskich Danuta Hübner nie widzi zagrożeń dla dostosowania Polski do wymogów członkostwa Unii Europejskiej, związanych z wytykaną rządowi niską jakością tłumaczeń unijnych rozporządzeń na język polski.
Zapewniła też w czwartek, 15 maja w Brukseli, że "dużo rzeczy zniknie" z
listy dziedzin, w których Polska miała w lutym br. zaległości w dostosowaniach.
Kolejne cząstkowe raporty o postępach kandydatów w spełnianiu wymogów
członkostwa Komisja Europejska prześle rządom unijnym w przyszłym
tygodniu.
Podała przykład rybołówstwa, gdzie – według minister Hübner – w
ostatnich dwóch miesiącach Polska nadrobiła opóźnienia, m.in. zatrudniła
dodatkowych inspektorów.
Broniła też Ministerstwa Rolnictwa, które jej
zdaniem "bardzo wiele zrobiło" zarówno w celu dostosowania polskiego
przetwórstwa żywności, jak i w tworzeniu rejestru gospodarstw i zwierząt oraz
systemu zarządzania unijnymi dopłatami bezpośrednimi (IACS).
Komisja
Europejska wysłała ostatnio do Ministerstwa Rolnictwa list, wyrażający
zaniepokojenie zaległościami Polski m.in. w dostosowaniu do norm sanitarnych i
weterynaryjnych UE w produkcji żywności.
List do ministra Adama Tańskiego
podpisał szef Dyrekcji Generalnej ds. Ochrony Zdrowia i Konsumentów w Komisji
Europejskiej Robert Coleman. Hübner próbowała obniżyć rangę całej sprawy,
podkreślając, że "pan Coleman to jest poziom techniczny, to nie jest Komisja, bo
Komisja to są komisarze".
Minister przyznała, że w nowym raporcie
jako zaległości znów mogą pojawić się polityka audiowizualna (wciąż nie jest
uchwalona nowelizacja ustawy o radiu i telewizji, w pełni dostosowująca polskie
prawo do unijnego) oraz przygotowania do udziału w unii celnej UE (system
komputerowy polskich służb celnych nadal nie jest gotowy do podłączenia do
systemu unijnego).
Co do tłumaczeń, – jestem wdzięczna temu
panu, który jest tutaj wyrocznią i nam to wszystko wytyka. Być może on ma rację,
a nie tych trzydziestu innych, którzy to tłumaczą. I temu panu kiedyś podziękuję
za to, że takie rzeczy wyłapywał, mimo że to nie ma przełożenia na jakieś
zagrożenia dla nas – mówiła Hübner.
Nie powiedziała, którego
"pana" ze służb prawnych Komisji Europejskiej ma na myśli. Zapewne tego, który –
zastrzegając sobie anonimowość – informował polskich dziennikarzy, że w
tłumaczeniach jest sporo nieścisłości.
Na przykład "cielęta przeznaczone
na rzeź" przetłumaczono na "młodzież rzeźną", a "nieprzerwany dostęp do
dokumentów" na "dostęp bez szwu". Według urzędników z otoczenia przewodniczącego
Komisji Europejskiej Romano Prodiego, któremu podlegają służby prawne, lepszą
jakość tłumaczeń mają m.in. Czechy i Węgry.
Ci sami urzędnicy twierdzą,
że Prodi ma wystosować w najbliższym czasie listy do wszystkich państw
przystępujących do Unii, żeby albo utrzymały dotychczasowe tempo i jakość
tłumaczeń, albo – jak w wypadku Polski – je poprawiły.
Minister
przyznała, że można podać wiele przykładów nieścisłości "na dziesiątkach tysięcy
stron" przetłumaczonych tekstów. Chodzi o rozporządzenia unijne, które muszą być
opublikowane po polsku w "Dzienniku Oficjalnym" UE, żeby mogły w Polsce wejść w
życie.
Po to są weryfikatorzy, po jest ich tylu, żeby te przykłady
wyłapać. Do dzisiaj koryguje się tłumaczenia z lat 70. Jeżeli jest tyle tysięcy
stron, to nie można takich rzeczy uniknąć – podkreśliła Hübner.
Na
szczęście są języki, do których można się odnieść w każdej chwili i to
skorygować. Nie sądzę, żeby tym się należało teraz jakoś tak szczególnie
przejmować w kontekście gotowości do członkostwa –
oceniła.
Ja nie chcę bronić tej firmy, która to tłumaczy, bo
nawet nie wiem, jak ona się nazywa, ani co to są za tłumacze w środku, bo
niekoniecznie muszę to wiedzieć – dodała.