Choć Unia Europejska po przyłączeniu nowych krajów członkowskich zwiększy swój obszar upraw rolnych o 50 proc., a tym samym podwoi liczbę rolników, to jednak odmawia dostosowania Wspólnej Polityki Rolnej do specyfiki polskiej wsi.
Niestety, Unia Europejska nie zgadza się na bardzo wiele polskich postulatów. I tak dla przykładu, systemem dopłat nie zostanie objęte przetwórstwo truskawek, malin, czarnych porzeczek, wiśni i soku jabłkowego. Tymczasem w połowie lipca br. Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy dostosowujący polskie prawo do ustawodawstwa UE w zakresie ww. produktów. Zostały w nim zawarte rozwiązania, które korespondują zarówno z aktami prawnymi UE, jak i polskim stanowiskiem negocjacyjnym.
Wsparcia nie otrzymają też producenci ziół. Powód? Komisja Europejska uważa, że nie widzi takiej potrzeby, gdyż nasza produkcja jest konkurencyjna. Odmówiono nam też objęcia systemem dopłat bezpośrednich gorszej jakości wołowiny. Unia nie będzie dopłacała również do ziemniaków i zbóż wykorzystywanych do produkcji wyrobów spirytusowych.
Politycy unijni nie chcą dopuścić do tworzenia grup producenckich, które skupiają 5 rolników, a ich roczna sprzedaż wynosi 100 tys. euro rocznie. Zdaniem urzędników Wspólnoty tylko duże grupy producenckie mają szanse przetrwać na rynku.
Tych "nie" jest bardzo dużo. Jak widać politycy z UE nie są zgodni z opinią naszych ekspertów. A przecież nasze obawy są uzasadnione, co nie wymaga żadnego komentarza.
Polscy rolnicy czekają też cały czas na informacje o limitach produkcyjnych. Okazuje się, że Unia dopiero za rok będzie w stanie określić czy w ogóle i w jakim stopniu będzie w stanie przyznać Polsce dopłaty bezpośrednie do produkcji, a także jakie otrzymamy kontyngenty produkcji mleka, zbóż i cukru.
Politycy Wspólnoty chyba do nie końca dostrzegają problemy z jakimi boryka się polskie rolnictwo. A przecież ten obszar należy do jednego z najtrudniejszych w negocjacjach Polski z Unią.