Lubelscy rolnicy jeszcze nie nauczyli się korzystać z unijnej pomocy. Zaledwie 12 rolników z Lubelszczyzny zamierza skorzystać z dotacji w ramach programu Sapard. Choć na jedną inwestycję można dostać nawet 50 tys. zł, producentów odstraszają formalności.
Z powiatu krasnostawskiego do Regionalnego Oddziału Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Lublinie wpłynęły trzy wnioski.
Rolnicy chcą kupić specjalistyczny sprzęt rolniczy. Z powiatów chełmskiego i włodawskiego jak dotąd wniosków o wsparcie nie było. Wiem, że jeden z rolników zamierza w ramach programu postawić drugą suszarnię tytoniu, a kolejny rozwinąć plantację borówki kanadyjskiej – mówi Anna Mazurek z Oddziału Wojewódzkiego Ośrodka Postępu Rolniczego w Rejowcu. Generalnie jednak zainteresowanie programem jak do tej pory jest znikome.
Zdaniem Andrzeja Mroza, kierownika programu Sapard w lubelskiej agencji, rolników odstraszają formalności. Zainteresowani muszą wykazać, że są właścicielami bądź dzierżawcami gospodarstw; udokumentować swoje kwalifikacje i staż zawodowy; opłacać składki rolniczego ubezpieczenia, posiadać własne środki pieniężne. Warunkiem otrzymania refundacji jest wykonanie inwestycji zgodnie z umową zawartą z ARiMR. Jeśli rolnikowi zabraknie środków własnych, może skorzystać z korzystnego kredytu pomostowego, udzielanego między innymi przez Bank Gospodarki Żywnościowej.
Największe trudności rolnicy mają ze sporządzaniem biznesplanów – mówi A. Mróz. Dlatego też pracownicy terenowych oddziałów wojewódzkich ośrodków doradztwa rolniczego gotowi są im służyć fachową pomocą. Wystarczy się do nich zgłosić. Pomogą nie tylko skonstruować plan, ale także pokonać wszelkie pozostałe bariery.
W ramach 12 wniosków agencja podpisała umowy dopiero z dwoma rolnikami. Jeśli uporają się ze swoimi inwestycjami, na ich konto trafią pieniądze z Sapardu.