Pierwszy bilans pierwszego półrocza. Dużo więcej od Unii Europejskiej dostaliśmy niż do jej budżetu wpłaciliśmy. Rolnicy zyskują, masowej ucieczki pracowników na Zachód nie ma, a unijne fundusze wzmacniają złotówkę. Ale za to żywność wyraźnie podrożała.
W najbardziej optymistycznym wariancie nasza nadwyżka wyniesie nawet 993 mln
euro. Minister ds. europejskich Jarosław Pietras skrupulatnie ten nasz plus
wyliczał, gdy w czwartek przedstawiał bilans pierwszych miesięcy w Unii. -
Nawet gdyby do Polski nie wpłynęło już do końca roku ani jedno euro, to i tak
będziemy na 255-milionowym plusie. A przecież spodziewamy się jeszcze ponad 700
mln euro z unijnej kasy - poinformował.
Rządowy optymizm w sprawie
bilansu wpłat i wypłat z unijnej kasy gasi Maciej Grabowski z Instytutu Badań
nad Gospodarką Rynkową (IBnGR). - . - mówi.
Dodatnie saldo nie powinno być
niespodzianką. Przecież to wynegocjowaliśmy sobie podczas szczytu w Kopenhadze w
2002 r
Rolnikom lepiej...
Eurosceptycy mylili się,
potwierdziły się za to twierdzenia tych euroentuzjastów, którzy przekonywali, że
rolnicy będą pierwszą grupą społeczną, która zyska na wejściu Polski do Unii. -
Znacząco wzrosły ceny, jakie rolnicy uzyskują za swoje produkty -
twierdzi rząd. To efekt ogromnego popytu na naszą żywność w "starych" państwach
Unii.
Do tego dochodzą jeszcze unijne pieniądze z funduszu SAPARD (ponad
20 tys. dotacji, w tym 15 tys. bezpośrednio dla rolników - łącznie 3,9 mld zł).
A od poniedziałku ruszają dopłaty bezpośrednie, sięgające 8 mld zł. - Zmiana
cen w rolnictwie spowodowała, że ta grupa społeczna, która najmniej zyskała na
transformacji ustrojowej, najwięcej zyska na integracji z UE - podkreśla
Grabowski.
...gorzej konsumentom
W tej beczce miodu,
chochla dziegciu. Większy zysk polski rolników przekłada się na stratę
przeciętnego Kowalskiego: ceny żywności wyraźnie poszły do góry. Rząd przyznaje,
że tak się stało. Z powodu Unii drożały cukier i ryż, ale też materiały
budowlane i nowe mieszkania.
Pietras przekonuje jednak, że wejście do
Unii uchroniło Polskę przed dużo większą inflacją. Na całym świecie drożeje ropa
i inne surowce. Tych zmian nie odczuwamy boleśnie tylko dzięki mocnej złotówce.
A to właśnie integracja z UE ją wzmocniła. Rząd regularnie sprzedaje na rynku
walutowym setki milionów euro płynących z Brukseli. To powoduje, że kurs
polskiej waluty idzie w górę. - I to będzie tendencja długotrwała, ze względu
na ciągły napływ unijnych funduszy. W ten sposób zmniejsza się ciężar zadłużenia
Polski - podkreślał minister.
Firmy OK, inflacja w
ryzach
Bilans pierwszego półrocza w Unii byłby znacznie gorszy, gdyby
spełniły się obawy o los polskich firm po 1 maja. - Dość powszechnie obawiano
się, jako one sobie poradzą z konkurencją na wspólnym, unijnym rynku. Ale jak
widać, poradziły sobie, i to dobrze - mówi Grabowski. - Nie mam więc
wątpliwości, że bilans pierwszego półrocza w Unii jest korzystny.
-
Jak dotąd nie widać, żeby aprecjacja złotówki miała negatywny wpływ na
eksporterów - dodaje Pietras. Za to po 1 maja 2005 r. zniknęły granice
celne, zmniejszyły się też koszty transportu towarów na Zachód (według
niektórych szacunków, nawet o 20 proc.).
Niewielkie jest ryzyko masowych
żądań płacowych. - To nam nie grozi ze względu na wysokie bezrobocie -
zapewnia minister ds. europejskich. Potwierdzają to najnowsze dane o spadku płac
realnych.
Ekonomiści powinni więc odetchnąć z ulgą: nie padniemy ofiarą
tzw. efektu Balassy-Samuelsona. Polega on na tym, że w firmach, które eksportują
swoje wyroby, rosną płace, ale i wydajność (sprzyja temu zagraniczna
konkurencja). Jednocześnie podwyżek płac żądają pracownicy sektorów
niezwiązanych z handlem zagranicznym (np. budownictwa), gdzie wzrost wydajności
nie następuje. Rosną koszty pracy, a za nimi ceny.
Rynek pracy: Bez
zmian?
Rynek pracy w niewielkim stopniu odczuł integrację z Unią
Europejską. Przepowiednie o masowym exodusie Polaków na Zachód się nie
potwierdziły. UKIE twierdzi, że legalna pracę w "starych" państwach UE podjęło
30 tys. osób. Ilu zatrudniło się na czarno, nie rejestrując się - nie wie nikt.
- Ale trudno mówić o jakimś masowym odpływie - stwierdził Pietras. Jest
to jednocześnie i dobrą, i złą wiadomością. Bo z jednej strony gospodarka nie
traci masowo cennych pracowników, ale z drugiej strony - nie spada
bezrobocie.
- Kilka miesięcy to za mało, żeby odczuć w pełni efekty
wejścia Polski do UE. Zmiany dopiero nas czekają. Polacy przede wszystkim będą
uczyć się "być w Unii", zmienią sposób myślenia - przestrzega Marcin Sasin,
ekonomista Banku Światowego. Zaleca ostrożność w formułowaniu "bilansów",
przyznaje jednak, że w najbliższym czasie możemy liczyć na kilka przyjemnych
informacji, np. o boomie w inwestycjach. - Ludzie nagle zorientują się, że
buduje się mnóstwo dróg, budynków - oczywiście pod warunkiem, że
administracja będzie w stanie "przerobić" dostępne pieniądze z UE. Ale jeśli
spoczniemy na laurach, powiemy sobie, że jesteśmy w Unii, więc już nie musimy
się starać, to może okazać się, że wkroczą do nas bardziej konkurencyjne firmy,
przejmą polski rynek i polskich klientów.
Komisja Europejska prosi unijne
rządy, by zwiększyły tegoroczną składkę do budżetu UE. Ze względu na lepsze niż
się spodziewano wykorzystanie funduszy pomocowych (także przez Polskę), w
unijnej kasie brak 5 mld euro. Na Polskę przypadnie jedynie 50-100 mln euro
dopłaty. Nasza składka może więc urosnąć do ok. 1,4 mln euro (pierwotnie miała
wynieść 1,345 mld euro). Nawet wtedy w tegorocznych rozliczeniach z Unią
będziemy prawie 900 mln euro na plusie.