Jeszcze rok temu wszystkie rządy unijne godziły się, by o cenie mleka decydował rynek. Dziś, gdy wściekli europejscy rolnicy rozlewają hektolitry mleka, większość rządów - także polski - domaga się od Brukseli "interwencji"Protesty rolników narastają od tygodni. Kulminacja nastąpiła w poniedziałek, gdy w kilkunastu krajach Unii Europejskiej odbyły się skoordynowane demonstracje polegające głównie na blokowaniu ruchu traktorami i wylewaniu mleka na pola, bądź wprost pod okna urzędów państwowych. Mleko rozlało się także przed siedzibą Komisji Europejskiej w Brukseli. W sumie - jak skrupulatnie policzyli uczestnicy protestu - do ziemi poszło 40 milionów litrów mleka.
Rolnicy protestują, bo w ostatnich kilkunastu miesiącach ceny mleka dramatycznie spadły. Przez lata (zwłaszcza 2006-07) farmerzy byli przyzwyczajeni do tego, że biały surowiec drożał, bo rosła konsumpcja wewnętrzna, a Chiny i reszta Azji kupowały każdą ilość europejskiego mleka i serów. Popyt na mleko był tak duży, że kraje Unii zaczęły głośno narzekać na zbyt niskie limity produkcji mleka (istniejące w ramach Wspólnej Polityki Rolnej). Komisja posłuchała i zaproponowała stopniową likwidację limitów produkcji. W 2015 r. miały zniknąć całkowicie, tak, by o cenie mleka decydowała tylko podaż i popyt. W listopadzie ub.r. ten projekt reformy "polityki mlecznej" został oficjalnie zaakceptowany przez unijne rządy.
Ale teraz sytuacja się odwróciła się. Chiny przestały kupować mleko, a cena runęła w dół - niemal dokładnie o połowę, w porównaniu do szczytu hossy. Dziś średnie cena litra mleka na rynku światowym to tylko 14,7 eurocenta, a jeszcze w 2007 r. 32 eurocentów. Spadły też ceny produktów mlecznych (mleko w proszku potaniało o 49 proc., ser o 18 proc., a masło o 39 proc.). Sytuację europejskich farmerów pogorszyło jeszcze to, że konkurencja ze strony producentów mleka w Nowej Zelandii bynajmniej nie słabnie. Efekt jest taki, że niektórzy farmerzy w UE stanęli przed widmem bankructwa. - Produkowanie mleka kosztuje teraz więcej, niż przynosi jego sprzedaż - skarży się AFP Geert Kroes z holenderskiego zrzeszenia producentów mleka.
I teraz rządy atakowane przez farmerów chcą rozmawiać o zupełnie innej "reformie" rynku mleka. Niemcy, Francja i 17 innych państw UE żąda (w tym Polska, która do lobby dołączyła w poniedziałek) błyskawicznego podwyższenia dopłat eksportowych, interwencyjnego skupu mleka, zgody na udzielanie dotacji ratunkowych itp. Na razie Komisja zgodziła się, by rządy mogły dawać do 15 tys. euro dotacji zagrożonym gospodarstwo rolnym. Choć jeszcze w listopadzie kraje UE były gotowe na liberalną reformę, to teraz, upraszczając - rządy chcą powrócić do sytuacji z lat 80., gdy w europejskich chłodniach rosły jeziora mleka i góry interwencyjnie skupowanego masła. Na wszystkim tracili europejscy konsumenci - bo ceny mleka i przetworów ciągle rosły.
W Polsce według danych GUS spadek cen mleka w ostatnich miesiącach nie był duży (tylko 0,2 proc. między lipcem i sierpniem). Ale już w skali całego roku to prawie 10 proc. Prawdopodobnie więc propozycje rządowe polskim rolnikom się spodobają.
Kłopoty z reformą rynku mlecznego to zapowiedź tego, co może się dziać w UE, gdy zacznie się reforma całej Wspólnej Polityki Rolnej. Coraz mniej efektywna i wciąż horrendalnie kosztowna, WPR miała zostać zreformowana przed 2013 r. - tak, by w nowym budżecie Unii Europejskiej (na lata 2014-20) nie trzeba było tak jak dziś jednej trzeciej kasy rezerwować na wydatki dla rolników.
7056008
1