Polska jest krajem ludzi walecznych. Nasi dziadowie przelewali krew w obronie idei- ginęli za Naród, Wolność, Ojczyznę. Poeci pisali na ich cześć poematy, malarze utrwalali pamięć o nich na swych płótnach. Zawsze uważano nas za naród buntowników. Po latach zaborów wywalczyliśmy sobie w końcu niepodległość, jako pierwsi w Europie Środkowej obaliliśmy komunizm...Tym samym u progu III tysiąclecia skończyła się lista idei, za które moglibyśmy umierać.
Nie na długo jednak, bo oto nadszedł dla Polski nowy okres- dostaliśmy możliwość przystąpienia do struktur zintegrowanej Europy Zachodniej- używając słów premiera Belki- "najbardziej udanego w historii naszego kontynentu projektu politycznego". Przeprowadzone rok temu referendum pokazało, iż większość z nas ma ochotę na obywatelstwo europejskie.
Weszliśmy do Unii Europejskiej w momencie, gdy zaczęła ona wkraczać na nowy poziom integracji, a mianowicie realizować ideę integracji politycznej. Oczywistym wyrazem tej idei były prace nad uchwaleniem Traktatu Konstytucyjnego. Pierwsza konstytucja Europy, ustanawiająca jednego prezydenta, ministra spraw zagranicznych, prokuratora, a może z czasem nawet jedną wspólną europejską armię, stanowi znaczącą cezurę w historii naszego kontynentu. Wejście konstytucji w życie uzależnione jest jednak od przebiegu procesu ratyfikacji (referenda w tej sprawie odbędą się najwcześniej w 2006 r.).
Jako pełnoprawny członek ugrupowania dostaliśmy prawo udziału i głosu w debacie nad kształtem, mechanizmami i zadaniami europejskiej unii politycznej. I oczywiście chcieliśmy, aby nasz wpływ był jak największy. W grudniu 2000 odbyło się w Nicei "spotkanie na szczycie", po długiej obfitującej w spory nocnej debacie, gdzie udało się wypracować tymczasowe ustalenia co do struktury podziału głosów w organach rozszerzonej Unii.
Traktat nicejski wprowadził nowy podział głosów. Czterem największym państwom przyznano po 29 głosów, a Polsce i Hiszpanii - 27, czyli tylko o dwa głosy mniej. Rozwiązania nicejskie stworzyły również krajom mniejszym i słabszym ekonomicznie możliwość tworzenia koalicji w celu przeforsowania ich propozycji oraz blokowania decyzji dla nich niekorzystnych.
Jednak postanowienia te miały zostać zmienione. I w tym miejscu Polacy znów mogli się wykazać narodową odwagą i nieustępliwością. Przed Polską pojawiło się szczytne zadanie- nie dopuścić do zmiany systemu głosowania w 2004. Rzucone przez Jana Rokitę hasło "Nicea albo śmierć" stało się wyrazem bezkompromisowych nastrojów części Polaków.
Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy...Słowa naszego hymnu narodowego w aspekcie ostatniego szczytu w Brukseli nabierają nowego znaczenia. Nie umarliśmy za Niceę. Pokazaliśmy Europie, że jesteśmy krajem zdolnym do współpracy, a nie chorym człowiekiem Europy- krajem, w którym żyje warcholska tradycja "liberum veto". Zgodziliśmy się na zasadę podwójnej większości. Zgodnie z Traktatem, podejmowanie decyzji w Radzie UE odbywać się będzie podwójną większością państw i obywateli, zdefiniowaną jako co najmniej 55% państw (nie mniej niż 15) reprezentujących co najmniej 65% liczby ludności. Do zablokowania decyzji potrzeba więc będzie ponad 45% państw lub 35% ludności zamieszkującej co najmniej cztery państwa.
By uspokoić nadwrażliwych eurosceptyków nadmienię tylko, że propozycje z Nicei będą i tak obowiązywać przynajmniej do końca 2006, czyli do ewentualnej ratyfikacji nowego traktatu.
Jeszcze Polska nie zginęła...mam nadzieję, iż Polacy zrozumieją w końcu, że najlepiej jest umierać ze starości.