Na dziesięć dni przed wejściem do Unii Bruksela zamknęła nadzór naszych przygotowań do członkostwa, gdyż dosłownie "rzutem na taśmę" zdołaliśmy się do bycia w Europie wystarczająco dobrze przygotować.
Poinformował o tym unijnych ambasadorów dyrektor departamentu ds. rozszerzenia Komisji Europejskiej Włoch Fabrizio Barbaso. Dyrektor odpowiadał na pilny wniosek ambasadora Holandii, który miał wątpliwości, czy na pewno wszystko jest w porządku. Holenderscy deputowani straszyli opinię publiczną w swym kraju m.in. zalewem "niezdrowej żywności" z Polski i innych krajów. Nic takiego, zdaniem Komisji, jednak nie grozi.
Ogólną ocenę Komisji, bez wytykania, który z dziesiątki nowych krajów jest lepiej, a który gorzej przygotowany, Holender przyjął to z wyraźnym zadowoleniem. Pogratulował naszemu przedstawicielowi w Brukseli - Markowi Greli. - W ostatnich miesiącach dokonaliście wielkiego wysiłku i stąd też są wielkie rezultaty - mówił. Znowu zadziwiliśmy Europę: - Bruksela nie wierzyła, że polskie zdolności robienia wszystkiego na ostatnią chwilę są aż tak rozwinięte - komentował nasz ambasador przy UE.
Bruksela nie widzi więc potrzeby, by w jakiejkolwiek dziedzinie ukarać Polskę czy inny nowy kraj klauzulami zamykającymi unijny rynek, choć w listopadzie ub.r. ostrzegała nas w aż dziewięciu sprawach (głównie związanych z rolnictwem). Komisja będzie się rzecz jasna nam dalej przyglądać, ale tylko w takim stopniu, jak wszystkim innym krajom "starej" Unii.
Jeśli coś będzie nie tak - a już wiadomo, że np. niezgodna z unijnym prawem jest ustawa o VAT - to Bruksela nas ostrzeże, zaoferuje doradztwo techniczne i ewentualnie może zaskarżyć do Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu. Takich spraw przeciw każdemu z krajów Piętnastki są dziesiątki więc nie będzie to niczym wyjątkowym. Jednak bat klauzul ochronnych będzie nad nami wisiał jeszcze przez trzy lata, bo tak się zgodzono na szczycie w Kopenhadze w grudniu 2002 r.