Niska frekwencja w unijnym referendum na Węgrzech "bardzo źle wróży polskiemu referendum. Prawdopodobne jest, że o wejściu Polski do Unii będzie musiał zdecydować parlament" - uważa szefowa Instytutu Spraw Publicznych prof. Lena Kolarska-Bobińska.
Dodała, że byłoby to "bardzo niekorzystne", bo po pierwsze nie wiadomo jaką decyzję podejmie parlament, a po drugie, nie będzie legitymizacji tej decyzji. Kolarska-Bobińska nie ukrywała swojego zdziwienia niską frekwencją w referendum przeprowadzonym na Węgrzech.
Nie było żadnych podstaw, by prorokować niską frekwencję, a mimo to była niska. Wydaje mi się, że społeczeństwo węgierskie potraktowało referendum jako sprawę elit. Nie było pewne, miało dużo wątpliwości. Ci, którzy mieli wątpliwości, nie poszli do wyborów – powiedziała.
Swoje zdziwienie wobec postawy Węgrów, Kolarska-Bobińska tłumaczyła tym, że były tam spełnione wszystkie warunki mające sprzyjać referendum unijnemu. Wszystkie partie parlamentarne popierały wejście do Unii. Prowadziły one wspólną kampanię unijną. Na Węgrzech jest też znacznie lepsza sytuacja ekonomiczna niż w Polsce, a konflikty na scenie politycznej dużo mniejsze niż w Polsce. Oprócz tego na Węgrzech była prowadzona bardzo efektywna kampania informacyjna o wejściu do Unii – wyjaśniła. Dodała, że m.in. dlatego badacze węgierscy prognozowali 60-70-proc. frekwencję w referendum. Na Węgrzech w ogóle w wyborach uczestniczy zwykle około 60 proc., nawet do 70 proc. obywateli. Na tej podstawie badacze węgierscy prawdopodobnie ocenili, że podobna frekwencja będzie w referendum.
W przypadku Polski, z reguły frekwencja w wyborach jest niska. Na tej podstawie Kolarska-Bobińska szacuje, że uczestnictwo w referendum będzie niższe niż 50 proc. W Polsce referendum w sprawie akcesji Polski do Unii Europejskiej ma się odbyć w czerwcu. W przyszłym tygodniu Sejm ma zdecydować czy będzie jedno- czy dwudniowe i jak będzie brzmiało pytanie. Wcześniej "tak" dla Unii powiedziały Malta i Słowenia.