Przed wtorkową publikacją danych w ekonomistach kipiał optymizm. Spodziewali się iż w grudniu wzrost sprzedaży detalicznej znów będzie bardzo wyraźny, większy niż w listopadzie. Średnia prognoz mówiła o 8,3-proc. tempie wzrostu. Wielu z nich oczekiwało nawet, że będzie to tempo dwucyfrowe. Sądzili, że sprzedaż wydatnie zwiększył koniec ulgi remontowej. Ale chociaż w sklepach w grudniu panował tłok, to w statystyce ten efekt nie był aż tak widoczny.
Porównując grudzień z tym samym miesiącem 2004 r. sprzedaż zwiększyła się o 6,3 proc., a w ujęciu miesięcznym o 22,9 proc. Tempo wzrostu sprzedaży było niższe niż w listopadzie między innymi z powodu spadku cen paliw. "Pozostała sprzedaż detaliczna w nie wyspecjalizowanych sklepach" czyli kategoria, w której mieszczą się materiały budowlane wzrosła o 15 proc., czyli mniej więcej tak samo jak w listopadzie. Jednak o 12 proc. mniejsza niż przed rokiem była sprzedaż żywności, co zdaniem Mateusza Szczurka, głównego ekonomisty ING BSK pociągnęło cały indeks w dół.
Zdaniem Moniki Kurtek, ekonomistki Banku BPH, dynamika konsumpcji w ostatnim kwartale 2005 r. wyniosła 3,1 proc. To byłoby najwięcej od roku. Mimo tego przyspieszenia analitycy oczekują, że gorsze dane o sprzedaży, wcześniejsze kiepskie dane o wynagrodzeniach i niska inflacja skłonią Radę Polityki Pieniężnej do obniżenia stóp procentowych pod koniec stycznia. Po wczorajszych danych to przekonanie nawet się nasiliło. Kilku spośród ankietowanych przez agencję Reuters analityków spodziewa się nawet 0,5-proc. cięcia.
GUS ogłosił we wtorek też dane o bezrobociu. Tradycyjnie w grudniu wzrosło ono - tym razem z 17,3 do 17,6 proc. To efekt sezonowy, bo część prac w rolnictwie i budownictwie ubywa. Skala wzrostu jest taka sama jak w ubiegłym roku, jednak część analityków jest nieco rozczarowana tym wynikiem. Spodziewali się mniejszej liczby bezrobotnych, gdyż dynamika wzrostu zatrudnienia z miesiąca na miesiąc przyspiesza.