Usunięcie absurdalnych przepisów i zrobienie porządku w KRUS wystarczy, żeby budżet oszczędził nawet do 200 mln zł rocznie - uważa Wojciech Jagła, ekspert ds. ubezpieczeń rolniczych, były wieloletni dyrektor warszawskiego oddziału KRUS
Krystyna Naszkowska: Jaką ocenę dałby pan projektowi reformy KRUS przygotowanemu przez ministra rolnictwa?
Wojciech Jagła: Niedostateczną.
Bo?
- Bo to jest słaby projekt, który ma wiele mankamentów. Najważniejszym jest brak przepisów, które miały uszczelnić obecny system, czyli sprawić, by z KRUS korzystali tylko rolnicy, a nie np. warszawscy taksówkarze. Bez tego nie ma sensu brać się do poważnej reformy. Tu coś naprawimy, a z boku strumień pieniędzy wypływa. I z każdym rokiem będzie gorzej.
Od 2007 r. zmniejsza się liczba ubezpieczonych w KRUS. I to jest w porządku, bo znaczy, że ziemia przepływa od mniejszych do większych gospodarstw, ubywa nam rolników. Ale - i to jest zdumiewające - przybywa ubezpieczonych mających poniżej 1 ha ziemi. To ja pytam: czym kieruje się osoba kupująca mniej niż hektar ziemi i składająca wniosek do KRUS o ubezpieczenie? Przecież prowadzenie takiego gospodarstwa nie może być źródłem utrzymania! Czyli mamy do czynienia z wykorzystywaniem systemu, które się nasila od 2007 r.
Zaraz, zaraz. Przecież minimum to 1 ha, by podlegać pod KRUS. Tyle trzeba mieć ziemi.
- Wtedy podlega się obowiązkowemu ubezpieczeniu. Ale jest stary przepis z 1991 r. o dobrowolnym ubezpieczeniu, który mówi, że można się ubezpieczyć w Kasie, jak ma się między 0,5 a 1 ha. To wprowadzono, kiedy wchodziła w życie nowa ustawa o KRUS, po to by starym gospodarzom, którzy wcześniej mieli tzw. ubezpieczenia gierkowskie w ZUS, umożliwić kontynuację. Dziś to anachronizm, który wykorzystują nierolnicy.
Trzeba zamknąć tę furtkę. Dla nierolnika ubezpieczenie w KRUS jest najlepszą lokatą kapitału, bo może płacić składki przez 25 lat, a jak przejdzie na emeryturę, to zwrócą mu się one w ciągu dwóch i pół roku. Podkreślam - dla nierolników - bo oni zarabiają poza rolnictwem i dla nich ta składka jest śmieszna i nieodczuwalna w budżecie. Rolnicy patrzą na to już zupełnie inaczej, dla wielu z nich to poważny wydatek.
Platforma Obywatelska ustami Zbigniewa Chlebowskiego mówi, że projekt reformy KRUS jest niezadowalający. Zaś autor projektu minister Marek Sawicki, że więcej obecnie nie da się zrobić. Kto ma rację? Nie da się więcej czy to za mało?
- W pewien sposób obaj panowie mają rację. Bo zawężono dyskusję do zmian w wysokości składek płaconych przez rolników do Kasy i do związanych z tym wydatków budżetowych na emerytury rolnicze. A więc jeśli pytamy, czy można zaoszczędzić więcej dla budżetu, to moim zdaniem można, ale niewiele. Nie 40 mln zł, jak zakłada projekt, ale nawet do 200 mln. Ale więcej już się nie da wyciągnąć, więc to będzie ciągle mało w porównaniu do 15 mld zł rocznie, jakie budżet dokłada do Kasy.
Zamiast koncentrować się na podnoszeniu składki, lepiej zabrać się do porządkowania systemu. Tu jest pole na spore oszczędności. Mamy bowiem różne przepisy podatkowe, które zostały wprowadzone dla dobra rolników, a wcale nie im służą. Na przykład jest taki przepis, który zwalnia na pięć lat z płacenia podatku gruntowego osobę, która nabyła ziemię od rolnika, z którym nie jest powiązana rodzinnie. A przez kolejne dwa lata płaci tylko część podatku gruntowego. Z tego przepisu korzystają ludzie, którzy w ogóle rolnikami nie są, a wprowadzono go z myślą o rolnikach inwestujących w ziemię. Dalej: ziemie słabe, klas V i VI, są całkowicie zwolnione z podatku gruntowego. Też miało to wspomóc rolników, ale jak popatrzymy, kto wygrywał przetargi ogłaszane przez Agencję Nieruchomości Rolnych na te słabe ziemie, to są to niemal wyłącznie ludzie z miasta. To nierolnicy w ostatnich latach wykupili tysiące hektarów, za które nie płacą żadnych podatków, choć ich dochody są często znaczne.
To może jest okazja, by zabrać się do podatku gruntowego, który też jest śmiesznie niski? PSL mówi, że to jest faktycznie podatek dochodowy, który płacą wszyscy rolnicy, a jak wprowadzimy zamiast gruntowego dochodowy, to będą go płacili tylko ci rolnicy, którzy mają dochody, czyli najwyżej połowa. I budżet straci.
- Podatek gruntowy powinien zostać przekształcony w podatek od nieruchomości. Przecież wszędzie poza rolnictwem wszyscy płacą podatki od nieruchomości, niezależnie od dochodów. Mam dom, płacę podatki i nikt mnie nie pyta, czy mnie na to stać. Byłem ostatnio w gminie Brochów nad Bzurą. Tam jest duży zakład ceramiki budowlanej. Właściciel ma 17 ha ziemi, z czego 9 ha zajęte jest pod produkcję. I on płaci za te 9 ha po 70 gr za każdy metr kwadratowy, a za resztę po 30 gr za metr. Oczywiście płaci też podatki od swoich dochodów. A jego sąsiad za płotem płaci po 1 gr za każdy metr kwadratowy i nie płaci podatku dochodowego.
Istotna jest też wysokość składek na emerytury. Czy 50 ha wymyślone przez autorów projektu reformy jako pierwszy próg, od którego rośnie składka, jest odpowiedni, skoro ekonomiści szacują, że dochody uzyskiwane z 20 ha są równe średnim dochodom w mieście?
- Moim zdaniem próg 50 ha jest zbyt wysoki. Może powinno to być 20 ha, bo dochód osiągany z 20 ha uznaje się za porównywalny z przeciętnym dochodem z innych działów gospodarki. Ale można by dać też 30 ha, nawet 40.
To dlaczego przyjęto 50?
- Bóg raczy wiedzieć. Ja tego nie rozumiem. Dobrze wiemy, że ziemia jest tylko jednym z czynników produkcyjnych w rolnictwie. Równie ważny jest rodzaj produkcji. Przecież ktoś może mieć 40 ha, ale z tego 15 ha sadów i jego dochody będą większe niż tego, co ma 50 ha zbóż. To samo dotyczy warzywnictwa, hodowli drobiu czy świń. Projekt tego w ogóle nie uwzględnia, jest więc niesprawiedliwy, bo zdarzy się, że dla naprawdę zamożnych rolników składki wcale nie wzrosną.
Minister Sawicki proponował drugi wariant reformy, w którym wysokość składki byłaby oparta na szacunkowej wartości gospodarstwa. Ten projekt uwzględniałby rzeczywiste dochody rolników, ale odpadł.
- l bardzo dobrze, bo KRUS, który miałby to nadzorować, jest do tego kompletnie nieprzygotowany, nie panuje nad ewidencją gruntów rolnych. Powstałby niewyobrażalny chaos. Znam rolnika, który ma zarejestrowane w ewidencji KRUS 30 ha, a faktycznie ma 400 ha. W Kasie nie ma przepływu informacji i nadal figuruje w ewidencji jako właściciel 30 ha.
9143719
1