Parlamentarzyści w błyskawicznym tempie pracują nad ustawą o dopłatach do ubezpieczeń upraw rolnych i zwierząt gospodarskich. Ale nawet jeśli przyjmą to prawo, polis nie będzie od kogo kupić.
To polityczna ustawa, tempo, w jakim przechodzi przez Sejm, jest iście przedwyborcze - alarmują ubezpieczyciele. W ciągu dwóch dni Sejm przeprowadził dwa czytania tego aktu, choć zazwyczaj musi na to poświęcić co najmniej kilka tygodni. Wczoraj zaś Senat, dosłownie w dwa dni po otrzymaniu ustawy, włączył ją do porządku obrad obecnego posiedzenia. Już w piątek senatorowie będą nad tą ustawą głosować.
Dotychczas nikt nie zgłaszał żadnych poprawek. Parlamentarzyści przyjmują ustawę jednogłośnie.
Plaga suszy
Przygotowany przez rząd projekt ma zwiększyć zainteresowanie rolników ubezpieczaniem się od skutków klęsk. Zachętą do kupowania polis mają być dopłaty do składek. W projekcie przyszłorocznego budżetu już zarezerwowane jest ten cel 55 mln złotych. - Być może ustawanie jest doskonała i będzie wymagała nowelizacji, ale najważniejsze, że rolnicy będą mogli ubezpieczać się od klęsk żywiołowych - zapewniał w poniedziałek senatorów wiceminister rolnictwa Stanisław Kowalczyk.
Problem jednak w tym, że towarzystwa nie bardzo mogą je sprzedawać. Najwięcej wątpliwości wśród ubezpieczycieli budzą nieprecyzyjne definicje poszczególnych kataklizmów, co z kolei powoduje nieokreślony zakres ich odpowiedzialności.
Najbardziej problematyczna jest susza. Okazuje się, że jest ona w Polsce nie do ubezpieczenia. Towarzystwa uznają ryzyko jej wystąpienia za niemal pewne. Uzasadniają, że Polska jest krajem, w którym 80 procent gruntów ornych stanowią gleby lekkie, mocno narażone na niedobór wody. Suszy nie chcą również chronić reasekuratorzy ani inne firmy ubezpieczeniowe w Europie. Oznacza to, że polskie towarzystwo, które zdecyduje się na sprzedaż takiego ubezpieczenia, samo będzie musiało radzić sobie z ewentualnymi stratami.
Nikt nie szykuje oferty
W omawianej ustawie rząd zaproponował, żeby uprawy ubezpieczane były łącznie, niejako w pakiecie, od 11 żywiołów. Chodzi m. in. o skutki: ognia, huraganu, powodzi, gradobicia, uderzenia piorunu, eksplozji, obsuwania ziemi, lawiny, suszy, złego przezimowania, przymrozków wiosennych.
- Przy takim wachlarzu ryzyka i założonej w ustawie maksymalnej składce na poziomie 3,5 procent sumy ubezpieczenia dla upraw roślinnych sprzedaż polis wymagać będzie dużej odwagi - mówi Piotr Narloch, prezes Concordii, jednego z czterech towarzystw liczących się na rynku ubezpieczeń rolnych w Polsce. Inne to PZU, Warta i TUW. Piotr Narloch uważa, że jeżeli Concordia zdecyduje się na sprzedaż polis z dopłatami, to albo wyłączy ze swojej odpowiedzialności skutki suszy, albo wprowadzi program pilotażowy tylko dla dwóch gmin.
Ubezpieczać od skutków suszy nie chce również PZU. - Nie prowadzimy ubezpieczeń od suszy - mówi Tomasz Fill, rzecznik największego polskiego ubezpieczyciela. Przyznaje, że przyjęta stawka za ubezpieczenie upraw jest zbyt niska. Na razie nie chce mówić o ofercie PZUdla rolników w przypadku wprowadzenia w życie ustawy.
- Ta ustawa nie była konsultowana ze środowiskiem ubezpieczeniowym - zastrzega Zbigniew Chmielewski, ekspert Biura Ubezpieczeń Indywidualnych i Samochodowych Warty SA. Był on członkiem zespołu roboczego przy Polskiej Izbie Ubezpieczeń, który przygotował uwagi do projektu ustawy. Uwagi nie zostały uwzględnione, gdyż projekt ustawy opublikowano na stronach internetowych Ministerstwa Rolnictwa dopiero po przyjęciu go przez rząd. Teraz PIU zostało z 20 poprawkami, którymi nikt się zbytnio nie przejmuje.