Wśród opolskich rolników narasta gniew na towarzystwa ubezpieczeniowe. Najpierw jedna z firm odmówiła uznania szkód spowodowanych przez przymrozki. A teraz mieszkańcy opolskich wsi, których gospodarstwa ucierpiały przez ulewy i gradobicie wciąż nie mogą doczekać się szacowania szkód w uprawach.
Ulewa z gradobiciem przeszła nad powiatem nyskim 26 maja. We wsi Siedlec spływająca po polach woda zalała podwórza, sprzęt rolniczy i samochody. Straty w uprawach widoczne są gołym okiem, zwłaszcza w rzepaku i burakach.
15 rolników z grupy producentów zbóż „Olstar” jesienią wykupiło kompleksowe ubezpieczenia w Towarzystwie Ubezpieczeń Wzajemnych. Mimo to przez prawie 3 tygodnie nikt z ubezpieczalni nie pojawił się, aby oszacować szkody.
- Zbywają nas niczym, mówiąc, że będą rozliczać po żniwach, co jest błędem i śmieszne po prostu - mówi Julian Kot – rolnik ze wsi Ratnowice.
Agencja ubezpieczeniowa tłumaczy się, że miała 150 poszkodowanych gospodarstw w powiecie nyskim. Dlatego agenci są wciąż zajęci likwidacją szkód. A z powodu deszczy długo nie mogli wyjść w pole.
Anna Klecka-Haba – dyr. Towarzystwa Ubezpieczeń Wzajemnych w Opolu: - Bo wtedy następuje komisyjne koszenie, oblicza się ile wychodzi wydajność z hektara i wtedy jest to chyba najbardziej obiektywny i sprawiedliwy sposób likwidacji szkody. Ale oczywiście najpierw trzeba zobaczyć.
Ubezpieczyciel planuje po żniwach wypłacić odszkodowania.