Kryzys to dziś słowo odmienianie we wszystkich przypadkach słowo - argument na każdą nieprawidłowość, bankructwo firmy czy pustą kieszeń.Jest wielki problem i wielki krzyk, gdy zamykają jakiś zakład. I wszyscy myślą jak go ratować a jak jest na wsi? Wieś to jedna wielka fabryka na której odbijają się problemy wszystkich innych firm.
Dziś drożeją materiały budowlane, urządzenia, maszyny rolnicze, pasze, usługi, paliwo, nawozy, energia – czyli rosną koszty produkcji. Żadna inna fabryka nie angażuje tak dużej ilości różnorodnych środków jak gospodarstwo. A czym za to wszystko zapłacić jeśli tanieją płody rolne: mięso, zboże, buraki…wystarczy, że nie idzie eksport artykułów mlecznych a już spadają ceny skupu mleka.
Rolnik to specyficzny producent, któremu każdy dyktuje ceny. Jedni - ceny maszyn, nawozów, paliwa. Drudzy – ceny na jego własny produkt. On sam nie ma nic do powiedzenia i targować się nie może z żadną ze stron. Najwyżej nie kupi ale i nie sprzeda.
Po wejściu do Unii Europejskiej wieś liczyła na jakąś stabilizację. I takie były pierwsze jaskółki. Potem było coraz trudniej. A kryzys zaczął zaglądać na wieś już kilka miesięcy temu, gdy mocno spadły ceny zbóż i mleka – podstawowych surowców rolnych.
Skończyły się przewidywalne stałe dochody, którymi można by spłacać kredyty. A tych w ostatnich latach zaciągnięto dużo na konieczną modernizację gospodarstw. Dziś wielu rolników nie kupi potrzebnych ilości nawozów i środków ochrony roślin, nie ubezpieczy upraw. Część odłoży większe, choć pilne inwestycje, bo będą się bali brać nowe kredyty - jeśli w ogóle banki zechcą ich udzielić.
Wprawdzie w ten sposób kryzys da się jakoś przetrwać, ale skutki takiego rozwiązania także dadzą o sobie znać, choć nieco później. Bo gospodarstwo to taki interes, który trzeba rozwijać stale, w który ciągle trzeba inwestować. W przeciwnym razie przegrywa się z konkurencją. Najpierw z sąsiadem zza miedzy, potem z tym z za dziesiątej granicy. A tego problemu Państwo nie może nie zauważyć.
8224843
1