60 euro na osobę - tyle wynosi limit dziennych wypłat z bankomatów w Grecji. Bankomaty w tym kraju dzisiaj będą nieczynne, a banki będą zamknięte cały tydzień do 6 lipca. W Bankier.pl piszemy o przyczynach, konsekwencjach i możliwych scenariuszach wydarzeń - w tym także dla Polski.
Fiasko negocjacji między UE a Grecją doprowadziło do weekendowego runu na bankomaty w tym kraju. W związku z tym grecki rząd podjął decyzję o zamknięciu banków na tydzień, wprowadzeniu limitu wypłat z bankomatów, a także o zawieszeniu notowań na giełdzie w Atenach. Na wydarzenia w Grecji zareagowała Komisja Europejska, która w najbliższym czasie przedstawi prawdopodobnie łagodniejsze warunki wsparcia finansowego dla Greków. Jeżeli rząd w Atenach do jutra nie wniesie do MFW 1,55 mld euro (6,3 mld zł) to rozpocznie się procedura ogłoszenia bankructwa tego kraju.
Zadłużenie Grecji wynosi ok. 320 mld euro (1334 mld zł). PKB tego kraju to 179 mld euro. Innymi słowy, dług państwa greckiego wynosi 175% PKB. Na jednego Greka przypada 32 tys. euro (133 tys. zł) długu. Dla porównania w Polsce zadłużenie publiczne wynosi 192 mld euro (802 mld zł), co stanowi 47% PKB. Na jednego Polaka przypada 5,2 tys. euro (22 tys. zł) długu.
- Grecy silnie zadłużali się w latach 2003-2008, m.in. w związku z organizacją Olimpiady w Atenach a także rozbudowując programy zabezpieczenia socjalnego dla obywateli (wysokie emerytury, stypendia studenckie, dodatki do wynagrodzeń i inne świadczenia), które nie miały pokrycia w zebranych podatkach. Gdy wybuchł kryzys relacja greckiego długu do PKB wynosiła 130%. Wierzyciele zgodzili się na częściowe umorzenie oraz zaproponowali Grekom "pakiet pomocowy", który nie spełnił pokładanych w nim nadziei. "Pakiet pomocowy" miał na celu ratowanie banków, które pożyczyły Grecji pieniądze. Sama Grecja tylko na nim straciła: relacja długu publicznego do PKB wystrzeliła w górę, sięgając 177% na koniec 2014 roku. W rezultacie grecki dług z niespłacalnego stał się absolutnie niespłacalny - komentuje Krzysztof Kolany, główny analityk Bankier.pl.
Sytuacja w Grecji odbiła się na rynkach walutowych i giełdach na całym świecie, ale najsilniej w Europie. Polskie GPW na otwarciu straciło prawie 3,6%. Podobnie reagowały główne europejskie rynki akcji: niemiecki DAX otworzył się ze stratą 3,3%, francuski CAC40 spadł aż o 4,7%, a w Londynie FTSE100 obniżył się o 2,2%. Giełda w Atenach pozostanie zamknięta prawdopodobnie przynajmniej do końca tygodnia.
Grecy płaczą, a frankowcy płacą
Dramat w Grecji mocno wpłynął na kurs walutowy, co jest fatalną wiadomością dla osób zadłużonych we franku szwajcarskim. Zgodnie z przypuszczeniami analityków niepewność na rynkach doprowadziła do wzrosu kursu helweckiej waluty do 4,05 zł - frank nie był tak drogi od 5 miesięcy. To wzrost o ok. 5 groszy względem piątku. Szef Szwajcarskiego Banku Centralnego (SNB) w ubiegłym tygodniu powiedział, że kryzys długu w Europie, zapoczątkowany w 2007 roku kryzysem kredytów wysokiego ryzyka w USA (subprime), spowodował wzrost zainteresowania frankiem jako walutą bezpieczną. Zwiększony popyt doprowadził do zwiększenia wartości franka. Część analityków uważa, że helwecka waluta jest mocno przewartościowana, co negatywnie wpływa nie tylko na szwajcarską gospodarkę, ale sytuację kredytobiorców walutowych m.in. w Polsce. Umocnieniu uległ dolar i funt. Euro traci wobec każdej pary. To samo dotyczy złotego.
- Grecy są w bardzo trudnej sytuacji. Olbrzymia niepewność wśród obywateli może doprowadzić do wybuchu konfliktów. Na razie na ulicach spokojnie, ale tylko dlatego, że obywatele tego kraju są przekonani, że nic gorszego nie może się już wydarzyć. Ponadto wielu przezornie wyciągnęło wcześniej pieniądze z banków. Jednak utrzymujące się wakacje bankowe, brak jednoznacznych decyzji odnośnie do reform i sposobu regulacji zadłużenia wobec wierzycieli może doprowadzić np., do wstrzymania wypłat emerytur i pensji w sektorze publicznym. Protestom nie byłoby wtedy końca. Jeżeli wierzyciele nie zgodzą się na radykalne umorzenie greckiego długu, to najprawdopodobniej ci ogłoszą bankructwo i zrezygnują z euro.
Dla Greków oznacza to radykalne obniżenie siły nabywczej pieniądza (zubożenie), ale w dłuższym okresie większa konkurencyjność prawdopodobnie umożliwiłaby im powrót na ścieżkę rozwoju gospodarczego. A co by się stało w Polsce? Wycofanie inwestorów zagranicznych z giełdy oraz silny wzrost kursu franka prawdopodobnie negatywnie odbiłyby się na rodzącej się w bólu dobrej koniunkturze gospodarczej. Innymi słowy, raty kredytów by wzrosły, a podwyżek pensji by nie było. Niestety, niezależnie od tego co zrobią Grecy, odbije się to na nas negatywnie - komentuje Łukasz Piechowiak, główny ekonomista Bankier.pl.
7283783
1