Na początku roku rolnicy starali się jak mogli, by nie znaleźć się na urzędowej liście osób i firm, którym w gminie umorzono podatki. Pod koniec roku większość z nich takich oporów już nie ma.
W tym roku weszła w życie ustawa, która nakłada na lokalne władze obowiązek robienia wykazów osób i firm, którym gmina umorzyła podatki. Dzięki temu każdy obywatel może sprawdzić w urzędzie, komu gmina poszła na rękę, z jakiego powodu i jaka jest wysokość umorzonej kwoty (od ponad 100 zł). - Z tego powodu na początku roku mieliśmy znacznie mniej wniosków o umorzenie podatków - mówi Ryszard Borowski, wójt gminy Koneck. - Rolnicy mieli duże opory, bo nie chcieli znaleźć się na tablicy, ale trudna sytuacja materialna zmusiła wielu do napisania wniosków. Niektórzy mówili: no trudno, niech mnie pan wywiesi, bo nie mam z czego płacić.
Darowano nielicznym
Jawność nie wszystkim wyszła na
dobre. - Otrzymywaliśmy informacje, że niektóre osoby, którym umorzyliśmy
podatki, mogą płacić - dodaje wójt Konecka. Żadnej decyzji jednak nie
cofnięto.
W Konecku o umorzenie podatku rolnego i od nieruchomości wystąpiło w tym roku ok. 20 proc. mieszkańców. Całą kwotę darowano tylko nielicznym. - Większą część podatku darujemy osobom, które nigdy wcześniej, albo rzadko o to występowały - mówi wójt Borowski. - Tym, którzy często piszą wnioski, umarzamy coraz mniej, aż w końcu nic. Rozumiem trudną sytuację na wsi, ale nie można ludzi przyzwyczajać do niepłacenia podatków.
Na tablicy w urzędzie chełmińskim też wisi taka lista. Znalazły się na niej przede wszystkim nazwiska emerytów i rencistów.
Klęska nie wystarczy
- A w naszej gminie podatki są
tak niskie, że nawet nie musieliśmy nazwisk rolników wywieszać - twierdzi
Zofia Topolińska, wójt Lniana. - Umorzenia wynosiły po 60-70 złotych, a
nawet mniej. Czasami wydawało mi się, że ludzie przesadzają, ale gdy pewna osoba
wystąpiła o umorzenie ponad dwudziestu złotych i o pieniądze na znaczek
skarbowy, żeby go na wniosku przykleić, to uwierzyłam, że niektórym jest bardzo
ciężko.
Wójt Zofia Topolińska dodaje, że lokalne władze chętniej godzą się na przesunięcie terminu płatności niż na darowanie choćby części sumy. - Na większe umorzenia nas nie stać - tłumaczy. - W tym roku nawet nie opiniowaliśmy pozytywnie wniosków od rolników powołujących się tylko na klęskę suszy. Co innego jeśli dochodziło jeszcze jakieś nieszczęście.