Fundusze luksemburskie zapewne nie wyprą z polskiego rynku rodzimych TFI, ale mogą stać się dla nich poważną konkurencją. Na razie sprzedaż zagranicznych funduszy w Polsce nabiera rumieńców.
Wystarczy, że fundusz inwestycyjny zarejestrowany w jednym z krajów unijnych spełnia warunki określone przez Komisję Europejską, a może być sprzedawany na terenie całej Wspólnoty (pozwala na to tzw. paszport europejski). Dlatego po niespełna roku od wejścia Polski do UE fundusze luksemburskie dotarły i do nas. Ich ekspansja nie wiąże się przecież z żadnymi kosztami (nie muszą otwierać oddziałów). Możliwości zagranicznych funduszy, w tym z Luksemburga, są ogromne – pozwalają na lokowanie środków nie tylko w Europie, ale również w Azji i obu Amerykach. Oczywiście, nie ma mowy o inwestowaniu złotówek. I właśnie ryzyko walutowe jest poważnym utrudnieniem dla polskich inwestorów.
Przede wszystkich jest to oferta dla osób, które mają oszczędności w walutach obcych, a nie w złotych – uważa Maciej Kossowski, doradca z Expandera. Wskazuje on jednak na zalety zagranicznych funduszy, przede wszystkim niższe koszty zarządzania. Na przykład zagraniczne fundusze akcji potrącają z aktywów klienta od 2 do 2,5 proc. rocznie podczas gdy polskie od 3,5 do 4 proc. Jego zdaniem, Polacy nie zwracają jeszcze większej uwagi na koszty zarządzania, tymczasem są one znacznie ważniejsze niż prowizje (które akurat kształtują się na podobnych poziomach co w TFI działających na polskim rynku). Ponadto fundusze luksemburskie mają z reguły formę „parasola”, np. Franklin Templeton w jednej konstrukcji prawnej zarejestrował w Luksemburgu aż 44 fundusze. Przerzucając pieniądze między takimi subfunduszami, nie płacimy tzw. podatku Belki, podczas gdy w przypadku polskich umbrella funds nadal są w tej kwesii kontrowersje (Ministerstwo Finansów twierdzi, że podatek się należy). Polskie fundusze z reguły pobierają opłaty dystrybucyjne na wejściu, podczas gdy zachodnie stosują często model: zerowa opłata za wejście i opłaty za umorzenie (malejące w kolejnych latach).
Dla klienta, który chce inwestować długoterminowo, to znacznie korzystniejsze rozwiązanie, bo cała wpłacona kwota „pracuje” w funduszu. Według M. Kossowskiego, nie można jednak przesadzać z gloryfikowaniem funduszy zagranicznych. – To Polska jest w tej chwili jednym z najlepszych na świecie miejsc do inwestowania – tłumaczy.