Ceny żywności wciąż rosną i końca tego procesu nie widać. W ciągu ostatnich dwóch lat wzrosły już o ponad połowę. Według OECD ceny będą się podnosić dalej, choć nie tak szybko jak w ostatnim roku. W ciągu najbliższych dziesięciu lat mają być średnio o 10 do 50 procent wyższe niż w poprzedniej dekadzie - pisze na łamach Rzeczpospolitej Marcin Piątkowski, główny ekonomista PKO BP.
Zwyżka cen będzie wynikiem szybko rosnącego popytu na żywność w Chinach, Indiach i krajach rozwijających się, szaleństwa w produkcji biopaliw, na którą przeznaczana jest coraz większa część produkcji rolnej (w USA prawie jedna czwarta kukurydzy pójdzie w tym roku na wytwarzanie etanolu), wzrostu cen ropy, ważnego składnika kosztów, i postępującej urbanizacji.
Żeby ograniczyć ten wzrost cen, trzeba przede wszystkim uwolnić globalny rynek handlu żywnością. Po drugie, trzeba zwiększyć produkcję rolną. Należy zastanowiśc się także, czy dalej subsydiować biopaliwa. Trzeba też chronić biednych. Bogate kraje, w tym Polska, powinny sfinansować większą pomoc.
Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Wzrost cen żywności działa bowiem jak globalny Janosik - zabiera bogatym i daje biednym, zmniejszając nierówności dochodowe między krajami i wewnątrz krajów. Dzieje się tak dlatego, bo biedne kraje eksportują żywność, a bogate je importują. Podobnie wewnątrz krajów. W Polsce dochód płynie teraz od bogatszych mieszkańców miast do biednych mieszkańców wsi. I dobrze.