Dezinformacja i zamieszanie – tak w ciągu ostatnich dni wygląda sytuacja na rynku wieprzowiny. A wszystko przez aferę dioksynową w Niemczech. Z jednej strony Polska nie wydała oficjalnego zakazu importu tamtejszego mięsa, ale z drugiej nikt, nawet Niemcy, nie dają stuprocentowych gwarancji, że sprowadzana wieprzowina jest wolna od dioksyn.
Jak więc wygląda sytuacja? Rynek krajowy jest podzielony. Jedni przetwórcy nie chcą ryzykować i nie kupują niemieckiej wieprzowiny, bo wolą uniknąć ewentualnych kłopotów. Inni, decydują się na zakupy hołdując zasadzie, że „najważniejsza jest cena” i sprowadzają surowiec. A jest to nie lada gratka, bo stawki spadają praktycznie z godziny na godzinę. Dzisiaj kilogram niemieckich półtusz kosztuje 5 złotych 10 groszy – za najtańsze do tej pory półtusze belgijskie trzeba zapłacić o 70 groszy więcej.
PÓŁTUSZE WIEPRZOWE
ceny transakcyjne zł/kg
import z Niemiec 5,10
import z Belgii 5,80
Tak niskie ceny sprawiły, że handel krajową wieprzowiną jest ograniczony – wszystko będzie teraz zależało od rozmiarów skażenia niemieckiego mięsa – jeśli afera się rozwinie, to tylko kwestią czasu będzie podniesienie cen wieprzowiny w Belgii i Danii.
Polska Inspekcja Weterynaryjna w poniedziałek poleciła powiatowym lekarzom weterynarii informować o każdym transporcie mięsa z zagrożonych terenów. Ale ci importerzy, którzy mają świadectwa z Niemiec, że wieprzowina jest bezpieczna załamują ręce. Narzekają, że część lekarzy podeszła do zaleceń zbyt rygorystycznie i zatrzymuje każdy transport na granicy, do czasu gdy Instytut w Puławach nie potwierdzi, że mięso z tego transportu jest bezpieczne. A badanie na obecność dioksyn trwa i zatrzymane na kilka dni mięso – nawet przewożone w samochodach chłodniach, może się zepsuć.