Przed świętami juz nic się nie wydarzy, trzeba myśleć, co będzie po świętach. Tym bardziej, że styczeń ze swej natury nie należy do miesięcy, w których handel mięsem kwitnie. Zresztą o takie, coraz trudniej. Mamy więc teraz zamiast wzmożonych obrotów, wzmożone spadki cen.
Właściwie każdy dzień przynosi przeceny. Zaledwie od poniedziałku karkówka czy szynka – towary wydawałoby się najbardziej o tej porze roku „chodliwe”, staniały o kolejne 50 groszy za kilogram.
Teraz szynkę można kupić za niewiele ponad 6,5 złotego. Karkówka bez kości kosztuje najczęściej 10,5 złotego.
A i tak trudno o sprzedaż. Kto na nią liczył, przeliczył się. Szczególnie importerzy, którzy nie spodziewali się takiego obrotu sprawy. Sporo przedsiębiorców zamówiło bowiem mięso na zachodzie Europy, teraz próbuje się go pozbyć choćby po kosztach. Ale łatwo nie jest.
Nawet mimo tego, że schab importowany można juz kupić po 11 złotych, a krajowy sięga 14. Nie ma sprzedaży, nie ma więc rywalizacji.