Tymczasem mimo problemów z handlem na wschód nastroje wśród hodowców drobiu są dobre. Ceny skupu idą w górę. Za brojlery duże zakłady płacą około 3 i pół złotego za kilogram, na wolnym rynku stawki dochodzą do 3 złotych 90 groszy. To o 5 – 10 groszy więcej niż w marcu. Ale podwyżki to teraz domena przed wszystkim rynku indyków.
I jak mówią eksperci dopóki brakować będzie wieprzowiny popyt na mięso indycze, szczególnie to czerwone czyli z ud i podudzi jest zapewniony. Bo właśnie ten surowiec pozwala przetwórcom zastępować wieprzowinę w produkcji gotowych wyrobów.
Wzrost cen mięsa indyczego idzie w parze ze świńskim dołkiem. Do tego u naszych zachodnich sąsiadów wciąż czkawką odbijają się ptasia grypa i konieczność ubicia około 2 milionów ptaków.
Mięso indycze
rynek krajowy
uda 8,00 - 11,00 zł/kg
filety z piersi 13,00 - 14,00 zł/kg
eksport
uda indyczek ze skórą 2,80 - 2,90 euro/kg
filety z piersi 3,20 - 3,30 euro/kg
Te niedobory Niemcy zastępują teraz polskim surowcem. Dodatkowo naszym hodowcom sprzyja drogie euro, dlatego praktycznie sprzedać można każdą ilość indyczego mięsa. Nawet 2 razy więcej niż teraz produkujemy.
Ale podaż jest ograniczona, a wstawienia w ostatnich miesiącach to zaledwie 80 - 90% tego co przed rokiem.
Tak dobrych cen nie było od dawna. I to zarówno za mięso jak i za żywiec. Uda z kością kosztują 8 złotych, bez kości około 11.
To niewiele mniej niż filety z piersi. A hodowcy dostają teraz za indory od 4 złotych 95 groszy do 5 złotych 60 groszy za kilogram. Indyczki są od 30 do 50 groszy tańsze.