Na rynku bydła pełna stabilizacja. Popyt i podaż idą w parze, a ceny skupu od kilku tygodni nie zmieniają się. Niektóre zakłady przymierzały się od wprowadzenia obniżek, ale jak same przyznają nie udało się.
Rolnicy przyzwyczaili się już do wyższych stawek i taniej nie chcą sprzedawać. Wraz z rozpoczęciem sezonu pastwiskowego koszty utrzymania zwierząt spadły, nie trzeba się więc śpieszyć.
Jest spokojnie ale nadal opłacalnie, przekonują przetwórcy. I chyba mają racje skoro popyt na cielęta do dalszego chowu nie spada. I choć przed majowym weekendem handlowcy pozbyli się zapasów bydła, po przerwie wszytko powinno wrócić do normy. Teraz za najpopularniejsze byki tak zwane HF-y można dostać około 5 i pół złotego za kilogram. Rasy mięsne są droższe.
Tak samo jest w przypadku jałówek, które wyceniane są średnio o złotówkę taniej niż byki. Niewiele mniej kosztują krowy. Rozbieżności są bardzo duże, ale ceny zależą od jakości zwierząt a nie regionu kraju.
Maksymalne stawki oferowane są za sztuki o wadze minimum 600 kilogramów. Więcej płacą też firmy które towar wysyłają za granice, tych które kupują tylko na własne potrzeby nie stać na dorównanie do tych poziomów.
Bo na krajowym podwórku zapotrzebowanie na wołowinę wciąż skromne.