Więcej formalności, wyższe koszty i dłuższy czas transakcji - to na razie jedyne efekt obowiązywania nowej ustawy o kształtowaniu ustroju rolnego.
Skoro są utrudnienia, to ludzie szukają sposobów ominięcia komplikacji i
pójścia drogą na skróty, nie zawsze w zgodzie z prawem. Ostrzegamy! Na
niektórych sposobach oszukiwania można sporo stracić, nawet gdy przestępstwo nie
wyjdzie na jaw.
Jeszcze zanim ustawa weszła w życie, już pomysłowi Polacy
wymyślili, że na prawie Agencji Nieruchomości Rolnych do pierwokupu można
zarobić. Jeśli ktoś ma kawałek niewiele wartej ziemi, to wystarczy, że dogada
się z osobą, która nie spełnia ustawowych wymogów - na przykład mieszka na
drugim końcu kraju i nie jest rolnikiem. W zawartej umowie warunkowej ustalą
atrakcyjną cenę. Do akcji wkracza Agencja i korzysta z prawa pierwokupu.
Sprzedający zamiast zarobić 50 tysięcy złotych, zarabia na przykład 100, a
zyskiem dzieli się ze wspólnikiem. Czysty zysk z pieniędzy podatników!
Na szczęście sprawa nie jest taka prosta. Po pierwsze ANR może nie skorzystać
z prawa pierwokupu, a wtedy wspólnicy nie mają nic, oprócz poniesionych kosztów.
Po drugie, nawet gdy Agencja podejmie decyzje o kupnie ziemi, to sąd może
wyznaczyć właściwą cenę i nici z zarobku.
Jeśli cena rażąco odbiega od
rynkowej, mamy prawo zwrócić się do sądu o ustalenie jej wartości. A mamy
świetne rozeznanie w cenach, więc nie damy się łatwo oszukać – ostrzega
Waldemar Szymkiewicz, zastępca dyrektora wrocławskiego oddziału terenowego
Agencji Nieruchomości Rolnych.
Ustawa o kształtowaniu ustroju rolnego
nic nie kształtuje – uważa prezes Dolnośląskiej Izby Rolniczej Leszek Grala.
– Sankcjonuje nie zawsze właściwy stan obecny
Fałszywe
meldowanie
Kolejnym pomysłem, który zresztą jest już praktykowany
przy innych transakcjach z ziemią, to fałszywe meldunki. Ktoś chce kupić ziemię
rolną i nie spełnia tylko jednego warunku: mieszka w odległej gminie, może
ułatwić sobie życie i przemeldować się. Wtedy ANR nawet nie dowiaduje się o
transakcji.
To jest słaby punkt – przyznaje Waldemar Szymkiewicz. – Sygnały o
takim procederze docierały do nas podczas organizowania ograniczonych
przetargów. Ustalaliśmy, że w przetargu mogą startować tylko mieszkańcy danej
gminy, a wygrywał je ktoś, kto tydzień temu tam się zameldował. Jednak my nie
mamy prawa kontrolować, czy meldunek nabywcy jest zgodny z jego rzeczywistym
miejscem stałego pobytu. Od tego są urzędy meldunkowe. Tak więc jest to
proceder nie do wykrycia, bo urzędy gminy nie weryfikują informacji o osobach
meldujących się. ANR jest bezbronna.
Ostrożnie z
zamianami
Spore wątpliwości co do ustawy mają także prawnicy. Na
łamach "Rzeczpospolitej" dyskutowali, czy umowa zamiany na przykład ziemi na
mieszkanie, jest warunkowa i Agencja może wykupić ziemię, czy też jest to umowa
ostateczna i ANR nie może ingerować. W takich sytuacjach trzeba uważać. Jeśli
dajemy komuś za ziemię mieszkanie warte 100 tys. zł, to Agencja może stwierdzić,
że nie spełniamy wymogów ustawy i odkupić ją od nas. Jednak jeśli sąd ustali
wartość tego gruntu na 50 tys. zł, to nie będziemy mieli ani mieszkania wartego
100 tys., ani ziemi. Pozostanie nam 50 tys., za które nie kupimi innej ziemi
(nie spełniamy wymogów ustawy) ani mieszkania, bo mamy na nie za mało
pieniędzy.
Można też stracić spadek: Agencja może wykupić od nas ziemię,
którą odziedziczyliśmy, nawet gdy nie chcieliśmy jej
sprzedawać.
Dłużej i drożej
Najgorsze jest to, że zapisy
ustawy nie satysfakcjonują tych, dla których ustawa była tworzona - rolników.
Ustawa o kształtowaniu ustroju rolnego nic nie kształtuje – uważa prezes
Dolnośląskiej Izby Rolniczej Leszek Grala. – Sankcjonuje nie zawsze właściwy
stan obecny, bo dzierżawcy mogą wykupywać ziemię, którą uprawiają, a nic nie
zmienia na przyszłość. Nie porusza kwestii, jak po wejściu do Unii postępować z
gospodarstwami, których właściciele będą się pozbywać w zamian za renty
strukturalne. A właśnie tu kryją się zasoby ziemi, którymi można poprawiać
strukturę gospodarstw. Intencje ustawodawcy były może dobre, ale nowe prawo nic
dobrego nie wnosi.
Zdaniem Leszka Grali, błędem ustawy są też odgórne,
ogólnopolskie regulacje. Z danych DIR wynika, że dolnośląscy rolnicy,
posiadający kilka, kilkanaście hektarów, nie są zainteresowani powiększaniem
gospodarstw, bo ich na to nie stać. Chętni są posiadacze 80, 100, czy 150
hektarów.
Oni kupili maszyny, którymi obrobią znacznie więcej ziemi, niż
mają. Chcą więc mieć więcej, aby efektywnie wykorzystać sprzęt i mają pieniądze
na kupno. Mam wątpliwości, czy należy im utrudniać powiększanie gospodarstw
– mówi Grala. – Natomiast na ziemi kaliskiej kupować chcą gospodarze
uprawiający 10 hektarów. Stąd wniosek, że ustrój rolny należy kształtować
regionalnie, a nie centralnie.
Trzeba było się
uczyć!
Kilka tygodni funkcjonowania ustawy pokazało, że dyskryminuje
ona osoby słabo wykształcone. Weźmy za przykład dwóch mieszczuchów z Ząbkowic
Śląskich. Obaj chcą sobie kupić na wsi domki letniskowe na terenie swojej gminy.
Domki te stoją na skrawku ziemi rolnej. Jeden z ząbkowiczan ma wykształcenie
wyższe. Jest magistrem filozofii. Kupuje on bez przeszkód, bez pytania o zgodę
ANR, przez co szybciej załatwia formalności i zaoszczędza na opłatach
notarialnych. Drugi jest tokarzem - skończył zawodówkę. On już podpada pod nową
ustawę i musi czekać na zgodę Agencji i wydaje więcej na notariusza. Mało tego,
filozof bez żadnych przeszkód może kupić nawet 300 hektarów w gminie Ząbkowice,
lub sąsiednich i nic nikomu do tego. A obecnie nawet niektórzy rolnicy maja
gorzej od filozofów, czy lekarzy. Gospodarz z wykształceniem podstawowym
nieważne gdzie i ile ziemi chce kupić, zawsze musi mieć zgodę Agencji, a w
dodatku zaświadczenie od wójta gminy, że od co najmniej pięciu lat trudni się
rolnictwem.
Wszystkie te nonsensy biorą się z zapisu, że kwalifikacje rolnicze ma ta
osoba, która uzyskała wykształcenie rolnicze co najmniej zasadnicze, lub
jakiekolwiek wyższe, czy średnie. Jeśli ktoś tych kryteriów nie spełnia, to musi
się wykazać co najmniej pięcioletnią praktyka w prowadzeniu gospodarstwa lub w
pracy na nim. Z tego zapisu rodzi się kolejny sposób na oszustwa. Do
stwierdzania, czy rolnik jest rolnikiem ustawa wyznaczyła wójtów. Wójtowie swoje
opinie wystawiają na podstawie opinii sołtysa. tak więc wystarczy mieć znajomego
sołtysa, aby mieć zaświadczenie, że od pięciu lat jest się prawdziwym rolnikiem.
To jedne z wielu absurdów tej ustawy – podsumowuje Leszek
Grala.
Jednak utrudnienia przy nabywaniu ziemi nie zniechęcają nabywców.
Pośrednicy mówią, że wielu jest poirytowanych nowymi przepisami, ale nie
wpłynęło to na liczbę ofert i zawieranych transakcji. Wielu sprzedających i
kupujących jest zaskoczonych nowymi przepisami – przyznaje Jerzy Kwiatkowski
z Wrocławskiej Giełdy Nieuchomości. Mimo utrudnień i wyższych kosztów nie
rezygnują z transakcji.