Handel na wsiach rozwija się najlepiej na terenach agroturystycznych. Na plus zmienia się wyposażenie i jakość obsługi w wiejskich sklepach. Nadal jednak barak z "mydłem i powidłem" i sprzedaż wina "na zeszyt", to w wielu biednych regionach kraju przygnębiający standard.
Około 40 proc. Polaków mieszka na terenach wiejskich. Taka struktura
demograficzna naszego kraju oraz zwyczaje zakupowe polskich konsumentów
uratowały tzw. tradycyjne sklepy przed wyparciem z rynku przez zachodnie sieci
handlowe. Ze względu na olbrzymie rozdrobnienie ludności raczej nie są one
zainteresowane wchodzeniem na wiejskie tereny. Chociaż zdaniem przedstawicieli
hurtowni, niewykluczone, że za jakiś czas dyskonty zaczną szukać i tam
lokalizacji. – Myślę, że np. w liczącym cztery, pięć tysięcy mieszkańców
Barczewie sklep dyskontowy miałby już rację bytu. Przypuszczam, że gdyby była
taka wola mieszkańców, wójt zgodziłby się na jego uruchomienie – podaje
przykład ze swojego terenu Ewa Całkowska, dyrektor sprzedaży przedsiębiorstwa
hurtowego Rancor z Olsztyna.
Również Piotr Suchocki, dyrektor sprzedaży
w jednej z największych firm dystrybucyjnych BOS dopuszcza możliwość powstawania
dyskontów na wsiach. – To zależałoby od wielkości wsi i zasobności portfela
ich mieszkańców – mówi.
Natomiast dla Krzysztof Złamańca, dyrektora ds.
sprzedaży przedsiębiorstwa hurtowego Specjał, które jest głównym dostawcą do
sklepów wchodzących w skład sieci Nasz Sklep z Rzeszowa (większość na terenach
wiejskich) i właścicielem mniejszej sieci sklepów Mini Market, raczej nie jest
to realne. – Dyskonty wolą miasta lub mniejsze miejscowości. Na terenach
wiejskich jest za małe zagęszczenie ludności, aby inwestycje miały się im
opłacać – twierdzi.
Arkadiusz Wódkowski, członek zarządu ABM
Agencji Badań Marketingowych, firmom, które ewentualnie planowałyby inwestycje
na obszarach wiejskich, zaleca najpierw przeprowadzenie eksperymentów badawczych
– założenie w kilku typowych lokalizacjach (agroturystyczna, postpegeerowska,
klasyczna wiejska) sklepów wiejskich i obserwację wyników sprzedaży. – Taki
projekt powinny poprzedzić badania segmentacyjne polskiej wsi. Wówczas można by
uzyskać odpowiedź, czy opłaca się wchodzić na te tereny jakimś niewielkim
sieciom handlowym albo sklepom dyskontowym – mówi.
Inwestują i zarabiają na turystach
Tymczasem struktura wiejskiego handlu nie jest przedmiotem analiz instytutów
badawczych, takich jak choćby ACNielsen czy GfK Polonia. Od 1998 roku badania
AGRIBUS prowadzi wśród konsumentów wiejskich wspomniana firma ABM. –
Pokazują one, że najlepiej dystrybucja wiejska rozwija się na terenach
agroturystycznych – twierdzi Arkadiusz Wódkowski. – Fakt, że intensywna
sprzedaż odbywa się w nich przez trzy miesiące w roku, ale standard sklepu
pozostaje na lata. Zdecydowanie wzrasta tam także poziom obsługi klienta.
Generalnie jednak, niestety, potwierdza się stereotypowy pogląd, że sklep
wiejski to miejsce zakupu pieczywa, papierosów i piwa.
Na wsiach
rzadko powstają nowe sklepy. Częściej już istniejące ulegają przeobrażeniom.
Sławomir Złamaniec z firmy Specjał podkreśla, że z "grajdołów" przekształcają
się w ładne, schludne punkty handlowe z nowoczesnym wyposażeniem, a nawet z
klimatyzacją.
Podobne spostrzeżenia ma Ewa Całkowska, która od kilku lat
obserwuje ten obszar handlu. Dla Rancora sklepy wiejskie są bowiem znaczącymi
odbiorcami. Przedsiębiorstwo dostarcza do nich chemię gospodarczą i kosmetyki. –
Ostatnio wiele zmienia się na korzyść. Jest sporo bardzo ładnych sklepów,
najczęściej rodzinnych. Ich właściciele już się zdążyli dorobić, ale także
zainwestowali w swoje miejsca pracy. Te sklepy stały się bardziej nowoczesne,
mają przestronne witryny, nowe drzwi, eleganckie lady – opowiada. –
Oczywiście nie da się ukryć, że nadal znaczną część tych placówek, zwłaszcza
na popegeerowskich terenach stanowią byle jakie, okratowane budy. Mają towar
"pierwszej potrzeby" – piwo, wino i chleb.
Chcą do sieci handlowych
Właściciele dobrych wiejskich sklepów coraz częściej szukają kontaktu z
organizacjami zrzeszającymi polski handel. Starają się wstępować do sieci,
takich jak choćby Lewiatan Orbita, Nasz Sklep, Gryf, czy Agro Coop
(stowarzyszenie GS-ów z woj. warmińsko-mazurskiego). Potrzebują informacji na
temat zmieniających się przepisów i liczą na lepsze warunki zakupowe. Zdaniem
zaopatrujących te punkty dystrybutorów, kupiecka świadomość prowadzących
wiejskie sklepy jest coraz większa. Oferowany przez nie asortyment niewiele
odbiega od miejskich placówek. – Sprzedaje się tylko mniej delikatesowych
produktów – twierdzi Sławomir Złamaniec.
Jednak dyrektor Suchocki z
BOS-a nie szczędzi również słów krytyki pod adresem handlowców na wsiach: –
To dobrzy, lojalni odbiorcy, ale niestety często o słabej kondycji finansowej,
handlujący grupami towarowymi według przyzwyczajeń. Są mało chłonni na nowości,
rozszerzanie półki. Kupują często towar tani, szczególnie masowy, oraz
wyselekcjonowany droższy markowy, np. słodycze. Rotacja w tych sklepach jest
stabilna i powtarzalna ze względu na tych samych klientów.
Trzeba
pamiętać, że tu bardzo dużo zależy od lokalizacji sklepu i przekroju okolicznych
mieszkańców. Ewa Całkowska przypomina sobie, że zainteresowało ją kiedyś,
dlaczego do sklepów wiejskich zamawiane są największe opakowania płynów do mycia
naczyń. Okazało się, że jest on po prostu sprzedawany "na szklanki". Podobnie
jak na sztuki papier toaletowy i pampersy. – To nasza skrzecząca
rzeczywistość – komentuje. W wielu regionach olbrzymia bieda mierzona na
wpisy dłużników w zeszycie nie pozwoli rozwinąć się nawet najbardziej
pomysłowemu przedsiębiorcy.
Gdyby jednak chcieć udzielać rad, tym którzy
podjęli się trudu handlowania na wiejskim terenie, to przede wszystkim muszą oni
pamiętać, że ich sklepy są często jedynym miejscem, gdzie mieszkańcy mogą kupić
produkty pierwszej potrzeby. Powinny się w nich znaleźć artykuły spożywcze,
chemia, kosmetyki, baterie, rajstopy, żarówki, wata, plastry, tabletki
przeciwbólowe, prasa… po prostu wszystko czego w innym wypadku musieliby szukać
w mieście. – Sklepy wiejskie są potrzebne – stwierdza Piotr Suchocki. –
Ich rozwój powinien pójść w kierunku polepszenia wyposażenia oraz większej
elastyczności w doborze asortymentu. Na pewno warto też pomyśleć o połączeniu
sklepu z inną działalnością, np. agroturystyką lub barem w takim wydaniu, aby
zainteresować nim nie tylko okolicznych mieszkańców.