"Polak powinien odpoczywać w Polsce, bo inaczej daje odczuć cudzoziemcom, że nie ceni własnego kraju" - mówił marszałek Józef Piłsudski, gdy lekarze zalecali mu wyjazd na portugalską Maderę.
Elity II Rzeczypospolitej Polskiej uznawały spędzanie wakacji w Polsce za patriotyczną i obywatelską powinność. Dziś politycy również apelują do mas, iż obcokrajowcy nie przyjadą do Polski, jeśli sami Polacy nie odkryją na nowo własnego kraju. W ramach tej promocji były prezydent Lech Wałęsa upodobał sobie nadmorskie Dębki, a obecny prezydent Aleksander Kwaśniewski lubi podobno odpoczywać w Juracie.
W zeszłym roku mówiono o modzie na spędzanie wakacji w Polsce. Jak wynika z danych Polskiej Organizacji Turystycznej, ponad 10 mln Polaków wybrało w ubiegłym sezonie urlop w kraju. Prawdziwy boom przeżyło Wybrzeże reklamowane w mediach jako Riwiera Północy. "Newsweek" i "Wprost" opublikowały rankingi najbardziej atrakcyjnych miejscowości i adresów nad Bałtykiem, a słoneczna pogodna i brak opadów nakręciły w zeszłym roku turystyczną koniunkturę. Spędzać wakacje w Dębkach czy Juracie było bardzo trendy i cool.
Na polskim wybrzeżu każdy turysta mógł znaleźć własny sposób na wspaniałe wakacje. W Łebie, z największym europejskim kempingiem, porządną mariną i windsurfingiem, świetnie się bawili ludzie młodzi i aktywni. Ustkę, z promenadą wzdłuż plaży, muzyką biesiadną i Festiwalem Sztucznych Ogni, preferowało średnie pokolenie i pracownicy mających tu swoje ośrodki zakładów pracy. Międzyzdroje to łyk snobizmu, szansa otarcia się o wielki świat polskiej rozrywki. Szacowano, że Krynica Morska, licząca mniej niż 1200 stałych mieszkańców, w zeszłym sezonie była w stanie przyjąć 25 tys. gości. W zamieszkanych przez 154 osoby Dębkach przy dobrej pogodzie i w weekendy bawiło 10 - 15 tys. osób dziennie. W ubiegłym roku nad Bałtykiem urlop spędziły ponad cztery miliony Polaków i milion cudzoziemców.
Zawiodła aura
W tym roku będzie inaczej. Zimny i burzowy lipiec oraz zapowiadany deszcz w sierpniu to klęska dla wakacyjnego biznesu.
Helena Budzisz z Chałup od dziesięciu lat przyjmuje letników. W tym roku wyremontowali z mężem łazienkę, a pani Helena kupiła nowe komplety pościeli i ręczniki. Budziszowie zainwestowali w sezon, tak samo jak ich sąsiedzi zza siatki, którzy wzięli kredyt na nową lodówkę z chłodziarką i mikrofalę z grillem - I po co to wszystko? - zastanawia się pani Helena. - Oni do tej pory mieli dwóch letników, my - jedną parę z Kłodzka z dzieckiem, ale wyjechali po trzech dniach. No bo co mieli robić? Na deszcz patrzeć? Komary łapać? - Pani Helena za dzień letniskowania nie bierze dużo, dogadać się zawsze można. Posiłki, nawet dietetyczne i wegetariańskie, są w cenie pobytu. Jak trzeba, to pani Helena dziecka popilnuje, a mąż kutrem szwagra wycieczkę po zatoce zorganizuje. Też niedrogo. - O męża się martwię - mówi pani Helena. - Proszki łyka i patrzy na samochody z zamiejscowymi rejestracjami przejeżdżające przez nasze miasteczko. Napis wymalował taki: "Wolne pokoje. Bardzo tanio. Zapraszamy", ale na co to wszystko?
Nad morzem w tym roku czeka na turystów 200 tys. miejsc noclegowych, z czego dwie trzecie w obiektach sezonowych różnej klasy - od kwater prywatnych po kempingi. Czekają kafejki, restauracje, nocne kluby i dyskoteki jak na Ibizie - cały letni interes. I przede wszystkim czekają ludzie - na sezonowy zarobek, z którego przyjdzie żyć przez resztę roku.
Roman Grabowski, właściciel trzech punktów gastronomicznych: w Pucku, Rewie i Karwi opowiada, że w zeszłym roku sprzedaż piwa i lodów była o 200 proc. większa niż teraz. Bywało, że dziennie cztery razy jeździł do hurtowni. Na ten sezon Grabowski zatrudnił studentki do nalewania piwa: dziewczyny siedzą, książki czytają, bo nie mają co robić. - Ten rok jest już stracony. Nawet jak sierpień będzie ciepły, to się nie odkuję. Ludzie piwa nie piją, zimno, to lodów nie jedzą. Wkurzeni chodzą, do domów chcą wracać. Nędza - podsumowuje Grabowski.
Klapki z przeceny
Zapracowani na Wybrzeżu są w tym sezonie tylko sprzedawcy peleryn przeciwdeszczowych i parasoli. Przegrali ci, którzy postawili na kostiumy kąpielowe, klapki, gadżety plażowe, nadmuchiwane piłki i materace. Kiepsko idą specyfiki do opalania. Na wielu przyplażowych stoiskach pojawiły się już wywieszki "Przecena posezonowa".
Obok piwnego biznesu Grabowskiego stoisko z okularami słonecznymi. Handlująca tu dziewczyna mówi, że dziś sprzedała dwie sztuki. Zarobek na czysto: 24 złote. - Szefowa kazała mi stać i polerować szkła, żeby przynajmniej ruch jakiś był, ale na co to wszystko? - sprzedawczyni wie, że nawet najmodniejsze fasony nie zejdą, jeśli słońca nie będzie.
Za słońcem
Na kiepskiej pogodzie w kraju zarabiają biura turystyczne wyspecjalizowane w sprzedaży wyjazdów zagranicznych. Podczas sezonu rozczarowani pogodą w kraju ludzie, którzy wcześniej planowali wakacje w Polsce, wybierają wyjazdy w ciepłe rejony Europy. W ostatnich tygodniach o kilkunaście procent wzrosło zainteresowanie ofertą zagraniczną. - Wiele osób dużo wcześniej zaplanowało sobie urlop w pracy i szukają miejsca, gdzie na pewno świeci słońce - mówi Aneta Stasiuk, pracownica trójmiejskiego biura turystycznego organizującego turnusy w Grecji i Hiszpanii.
Dwa tygodnie na Paros wykupiła Małgorzata Okoń. Opcja all included: błękitne morze, piaszczysta plaża, opieka rezydenta, wycieczka do Aten i posiłki w cenie, a najważniejsze - gwarancja słońca i wysokiej temperatury. - Jestem patriotką, ale nie za cenę zepsutych wakacji - stwierdza pani Małgorzata. - Nie będę brodziła po kostki w zimnym Bałtyku tylko dlatego, że kobiece magazyny nawołują, że urlop na polskim wybrzeżu to świetny pomysł.
Miesiecznik "Elle" reklamuje na swojej okładce polską riwierę zamieszczając w środku numeru 50 modnych adresów nad Bałtykiem - gwarancję udanego urlopu, nawet gdy pogoda nie dopisze. "Elle" poleca m.in. drink-bar Max w Jastrzębiej Górze (drinki od 20 zł), kurs dla początkujących kitesurferów na Helu (390 zł) i zabiegi SPA w hotelu Eris w Łebie (nocleg w dwójce - 350 zł). - Chciałabym zobaczyć statystycznego Kowalskiego korzystającego z tych dobrodziejstw, bo się nudzi i pada deszcz - mówi Małgorzata Okoń.
Nędzna pogoda nie odstrasza jednak turystów z Europy. Rick i Anne-Marie van
den Vejk z Arnhem w Holandii przyjechali w tym roku do Rowów zachęceni
rewelacyjnymi wrażeniami znajomych. Spacerują brzegiem plaży, oddychają jodem i
cieszą się urlopem. - Gdybyśmy chcieli pielęgnować czerniaka podczas upałów
i potykać się o silikonowe cycki angielskich turystek, pojechalibyśmy na Costa
del Sol czy na Kretę. A tu jest pięknie - cisza, spokój, genialne ryby i
umiarkowane ceny - stwierdza Rick, który wróży polskim wybrzeżom za kilka
lat najazd turystów z zachodniej Europu, niezależnie od temperatury wody i
powietrza. - Polska będzie przebojem turystycznym Europy - prognozują
Holendrzy.