Z ekonomicznego punktu widzenia hodowla koni nie różni się właściwie od innych gałęzi produkcji zwierzęcej: hodowli bydła, trzody czy drobiu. Jednak przyrównywanie szlachetnego rumaka do krowy, owcy czy świni w naszym kraju traktowane jest niemal jak świętokradztwo.
Konie były świadkami zawirowań naszej burzliwej historii, rumaki polskiej husarii, kasztanka Naczelnika, konie ułanów Września traktujemy jako drogie pamiątki chwil narodowej chwały czy też klęski. Tym trudniej rozpatrywać jest polską hodowlę koni w kategoriach ekonomicznych, tym łatwiej wykorzystywać narodowe sentymenty dla działań lobbingowych w międzynarodowym końskim biznesie. Bo w Europie i USA hodowla koni, mimo powszechnej sympatii do tych szlachetnych zwierząt, jest najczęściej przede wszystkim dobrym interesem. Obecnie hasło „koń a sprawa polska” coraz częściej zastępowane jest bardziej przystającym do gospodarki wolnorynkowej „koń a biznes polski”. Czy jednak rzeczywiście hodowla koni może stać się dla Polski dobrym interesem?
Koni mamy w Polsce około pół miliona sztuk – ile dokładnie, pokażą dopiero wyniki tegorocznego spisu rolnego, gdyż dane zamieszczane w rocznikach GUS opierają się na szacunkach. Pogłowie koni w naszym kraju na pewno jednak z każdym rokiem maleje - w 1990 r. wynosiło 941 tys. szt., w 2000 r. – 540 tys. szt. (dane GUS) – gdyż żywa siła pociągowa wypierana jest bezlitośnie przez mechaniczną. Na początku lat 70. konie stanowiły 60% siły pociągowej wykorzystywanej w gospodarstwach rolniczych, obecnie – kilka procent tego potencjału.