Po kilkunastu latach przerwy otwarto pierwszą bacówkę w Beskidzie Śląskim. Obiekt znajduje się w centrum Koniakowa. Został zbudowany zgodnie z normami Unii Europejskiej, regulującymi wielkość pomieszczeń, warunki higieniczne oraz sposób przyrządzania serów.
Koliba oferowała oscypki, bryndzę, bundz i owczy ser już w weekend majowy 2005 roku. Właściciel Piotr Kohut to instrumentalista występujący z kapelami górskimi w Zakopanem. Jego rodzina wraz z pięcioma zaprzyjaźnionymi z Istebnej, Koniakowa i Jaworzynki dwa lata temu postanowiła odrodzić sałasznictwo (wypas owiec) w Beskidzie Śląskim.
Odrodzenie owczarstwa nie było łatwym zadaniem . Tradycyjne wypasanie owiec zlikwidowano w połowie XIX wieku. Habsburgowie zaczęli zalesiać hale i postawili na handel drewnem. Dopiero po drugiej wojnie światowej i w latach 80. pojawiły się próby odbudowy sałasznictwa . Jednak były nieudane.
„Postanowiliśmy uczynić z owczarstwa profesjonalny produkt kulturowy i turystyczny” - tłumaczy Zbigniew Wałach, członek jednej z pomysłowych rodzin - „Umówiliśmy się w grupie przyjaciół, że każdy z nas kupi po 5 owiec i pojechaliśmy po sakle do Murzasichla. Dziś, po dwóch latach, mamy kierdel liczący 100 zwierząt, które wspólnie utrzymujemy. Moja żona pojechała nawet do Krakowa na specjalny kurs tkania owczej wełny.”
Trójwieś Beskidzka stała się atrakcją turystyczną, z powodu odbudowywanego sałasznictwa. Turystów przyciągają nie tylko swetry, skarpety, czapki i inne wyroby z naturalnej wełny, ale również obrzędy sałasznicze . Z takiej wizyty można przywieźć wiele ciekawych zdjęć.
Pomysł na owczarstwo podchwyciły osoby z okolicznych wsi. Tymczasem piątka emtuzjastów odnosi kolejne sukcesy . Zostali ostatnio dopuszczeni przez górali z Podhala i Żywiecczyzny do znaków towarowych owczych wyrobów. Planują również powiększyć swoje stado do ok. 300 sztuk.