Jest pan inicjatorem starań o objęcie między innymi Wielkopolski i regionu kujawsko-pomorskiego pomocą onw, czyli dopłatami unijnymi dla obszarów o niekorzystnych warunkach gospodarowania. Dlaczego?
Wojciech Mojzesowicz: - Bo prawie 1/3 naszego kraju od kilku lat nawiedza susza, która powoduje wymieranie roślin - słowem tworzy bardzo niekorzystne warunki dla gospodarowania w całym rolnictwie tych obszarów. Dlatego uważam, że rząd, na czele z ministrem rolnictwa, powinien jak najszybciej wystąpić do Unii Europejskiej o wyznaczenie w naszym kraju dodatkowych obszarów onw i objęcie gospodarstw rolnych tych terenów wspomnianymi dopłatami.
Są już porobione badania z obserwacji meteorologicznych i rolniczych, które powinny być podstawą do uzasadnienia naszych starań o wyznaczenie nowych obszarów onw oraz o podniesienie na wyższy poziom stopnia określającego niekorzystne warunki gospodarowania i dopłaty z tym związane.
Z tym tematem wiąże się problem ubezpieczeń od klęsk żywiołowych. Dlaczego tej sprawy nie udało się do tej pory załatwić? Czy minister rolnictwa przegapił te sprawy?
Wojciech Mojzesowicz: - Nie, minister nic nie przegapił tylko popsuł ustawę, bo dopuścił do tego by rząd obciął fundusze. W budżecie było przewidziane na dopłaty do ubezpieczeń rolnych 545 mln zł, a rząd w ramach "oszczędności" znowelizował ustawę budżetową i zmniejszył tę kwotę do 150 mln zł, co jest dla mnie całkowicie niezrozumiałe. Powiem tak, że bogaci się nie ubezpieczają a biedni muszą. Jak jest kryzys to wszyscy dookoła zwiększają wydatki budżetowe, tylko my nie! A przecież ubezpieczenia rolne zabezpieczają także państwo.
Jakie inne sprawy dotyczące rolnictwa, zdaniem pana, powinny być podjęte i uregulowane?
Wojciech Mojzesowicz: - No choćby sprawa zwrotu akcyzy w paliwie rolniczym. Jak odchodziłem z rządu zostawiłem kwotę 85 groszy zwrotu na litrze zakupionego przez rolników paliwa. Minister Sawicki obiecywał zwiększenie tej kwoty i jakoś nie widać, by teraz chciał to zrobić. Chodzi także o dopilnowanie, by w budżecie na przyszły rok zagwarantowana była kwota 600 mln zł na dopłaty do ubezpieczeń rolnych, bo ten rok jest już stracony. Zwiększenie dopłat w rolnictwie to kolejna sprawa o co powinniśmy się starać w Unii Europejskiej. Następna - to zwiększenie kwoty cukrowej. No nie może być tak, że kiedyś eksportowaliśmy a teraz musimy cukier importować, by zaspokoić krajowe zapotrzebowanie.
Martwi mnie też tryb załatwiania wniosków na program rozwoju obszarów wiejskich (PROW). Przypomnę tylko, że w roku ubiegłym, fakt, rolnicy stali od świtu w długich kolejkach do biur powiatowych, ale każdy miał numerek i każdy wniosek był w biurze osobiście przyjmowany i potwierdzany. Teraz można wniosek wysłać pocztą i widzę, że wyniknie z tego tylko wielki bałagan. Poprzednio wniosek wstępnie sprawdzany był na miejscu i w obecności rolnika ustalano, czy są np. wszystkie niezbędne dokumenty. Stali w kolejkach tylko ci, którzy naprawdę ubiegali się o dopłaty, bo chcieli inwestować w swoje gospodarstwo i na tym im zależało. Teraz wnioski wysyłali pocztą nie koniecznie najbardziej zainteresowani, także ci, co liczą na łut szczęścia. Poza tym wnioski mogą zaginąć, będą interwencje a do tego wszystkiego losowanie. I jak tu być pewnym, czy "mój wniosek" aby na pewno dotarł i bierze udział w losowaniu. Chcę przez to powiedzieć, że dopłaty do rolnictwa to nie jest toto-lotek, tylko problem działalności gospodarczej w rolnictwie.
Jak w tym kontekście należy oceniać prace resortu?
Wojciech Mojzesowicz: - Nie powiem, że za czasów, gdy sam kierowałem ministerstwem wszystko bardzo dobrze się układało, ale to co teraz obserwuje mogę określić jednym słowem - marazm. No weźmy choćby sprawę spółki Skarbu Państwa - "Elewarr". Jeszcze niedawno spółka ta działała całkiem dobrze a dziś chyli się ku upadkowi i nie ma pomysłu na wyprowadzenie jej na prostą. Brak zdecydowanych działań resortu rolnictwa wynika moim zdaniem właśnie z tego urzędniczego marazmu. Nie ma dyskusji o rolnictwie i uważam, że nawet organizacje rolnicze tkwią jakby w uśpieniu. Przypomnę, że za moich rządów udało się wprowadzić dopłaty do akcyzy i dociągnąć do 85 groszy na litrze. A tu nawet nie potrafią dodać 15 groszy. Albo weźmy sprawę kredytów. Zmieniano oprocentowanie, raz, drugi, trzeci i ciągle brakuje dopłat do kredytów, co destabilizuje już i tak trudna sytuację w rolnictwie.
Jest pan jednym z nielicznych rolników w Sejmie i komisji na co dzień prowadzącym swoje gospodarstwo. Proszę powiedzieć parę słów na ten temat.
Wojciech Mojzesowicz: - No cóż, gospodaruję na 225 hektarach, rolnikiem jestem z dziada pradziada a specjalizuje się w chowie trzody chlewnej - rocznie odstawiam 2 tys. sztuk. Uprawiam pszenicę i rzepak. A nad tym, iż w Sejmie jest mało rolników bardzo boleję, bo to oznacza, że jest nas zbyt mało, by w parlamencie skutecznie walczyć o sprawy wsi i rolnictwa.
I to, jak sobie przypominam z prasowych doniesień, było głównym powodem pana odejścia z klubu i z partii?
Wojciech Mojzesowicz: - Tak, bo przypomnę że PiS wygrywał wybory na wsi a teraz nikogo nie wystawił do parlamentu europejskiego na miejsce na którym jako kandydat miałby szansę zdobyć mandat, by dobrze reprezentować interesy rolników i regionów rolniczych. Wybór miejsca i wskazanie kandydata na liście wynikać powinno nie tyle z walki i sporu o to kto jest lepszym kandydatem ile z szacunku dla środowiska.
Jest pan teraz posłem niezależnym?
Wojciech Mojzesowicz: - Tak i takim posłem niezależnym przede wszystkim w wyznawanych przeze mnie poglądach pozostanę do końca.