- Panie prezesie, czy pamięta Pan taką oto scenę, kiedy to w przededniu wejścia Polski do Unii Europejskiej do Gospodarstwa Ogrodniczego Krasoń w Piaskach k. Piotrkowa zawitali Francuzi, specjalizujący się w produkcji rozsad warzyw. Po tym, co zobaczyli i usłyszeli, byli pełni podziwu dla dokonań Pańskiego gospodarstwa, ale jednocześnie mieli nietęgie miny przy pożegnaniu. Czyżby nie spodziewali się, że w Polsce mógł im wyrosnąć taki konkurent?!
Grzegorz Krasoń: - Pewnie, jest coś na rzeczy… Zresztą, do takich i podobnych reakcji zdążyliśmy się już z żoną przyzwyczaić. Od lat bowiem mamy okazję gościć w naszych szklarniach wielu zwiedzających, którzy nie szczędzą nam słów uznania, ale zarazem nie kryją niedowierzania, że wszystko to mogło być możliwe za życia właściwie jednego pokolenia rodziny Krasoń.
- Z tego, co wiadomo, Pana przygoda z ogrodnictwem szklarniowym zaczęła się w l. 70. ub. w., kiedy uczęszczał Pan jeszcze do podstawówki.
Grzegorz Krasoń: - Rzeczywiście, jako dziecko po powrocie ze szkoły najpierw biegłem do „swoich” roślinek w szklarni - rodzice mieli wówczas 2000 m2 „pod szkłem”.. Już wtedy musiałem połknąć bakcyla szklarniowego. Kiedy przyszedł czas na szkołę średnią, wybór mógł być tylko jeden - Technikum Ogrodnicze w Widzewie. 5 lat spędzone w jego murach jeszcze bardziej pobudziły moją fascynację ogrodnictwem szklarniowym. Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym w życiu robić coś innego niż zajmować się roślinami pod szkłem. Jako dyplomowany technik-ogrodnik przez 6 lat pracowałem w gospodarstwie szklarniowym rodziców. A kiedy w 1985 r. ożeniłem się z Agatą, moi rodzice w prezencie dali nam szklarnie o powierzchni 250 m2. Odtąd na swoim uprawialiśmy: pomidory, gerbery, chryzantemy, rzodkiewki… Interes szedł dobrze, toteż przez 3 lata udało się nam zarobić na pół hektara tuneli foliowych. Zaczęliśmy w nich produkować na rynek pomidory i ogórki.
- Inni też wówczas w Polsce produkowali warzywa w szklarniach i „pod folią”, ale nie zaszli tak daleko jak Wy w Piaskach.
Grzegorz Krasoń: - Czasami o wszystkim decyduje przypadek… Tak było z nami. Przełomowym dla nas okazał się rok 1996, kiedy to – po długich namowach św.p. Pawła Różańskiego z firmy nasiennej Syngenta Seeds – dałem się przekonać, by zająć się szklarniową hodowlą rozsad.
Nie każdy ogrodnik, co oczywiste, ma predyspozycje i chęci, żeby robić coś więcej ponad rzemieślniczą produkcję dorodnych warzyw. Nam się to udało. Wspólnie z Pawłem jeździliśmy do Holandii .Tam poznawałem tajniki produkcji rozsad. W 1996 r. zdecydowaliśmy z żoną, że przestawiamy nasze gospodarstwo na produkcję wyłącznie rozsad warzyw.
- A to oznaczało, że musicie mieć własną szklarnię z prawdziwego zdarzenia.
Grzegorz Krasoń: - I ją błyskawicznie zbudowaliśmy! W nowej szklarni o pow. 0,5 ha już w roku następnym mogliśmy wyprodukować na rynek 2,5 mln szt. rozsad warzyw. Wszystkie rozeszły się na pniu. To nas utwierdziło co do słuszności obranej drogi i zmobilizowało do myślenia o dalszym inwestowaniu w szklarnie, w których będziemy mogli produkować więcej i więcej rozsad warzyw.
- I produkcja rozsad warzyw w Gospodarstwie Ogrodniczym „Krasoń” z roku na rok wzrastała.
Grzegorz Krasoń: - Istotnie. Odbiorcami naszych rozsad stawały się zarówno potężne chłodnie, jak np. Bonduelle czy Unifreze - nabywające po kilka milionów sztuk rocznie, duże gospodarstwa ogrodnicze kupujące po kilkaset tysięcy sztuk, jak i drobni indywidualni klienci, których potrzeby sięgały kilkuset sztuk rozsad. Naszymi stałymi partnerami stały się też wtedy, i są nam wierni po dziś dzień, liczne firmy nasienne i nawozowe oraz specjalizujące się w produkcji podłoża szklarniowego na terenie całego kraju. Dużym udogodnieniem dla odbiorców rozsad z logiem „Krasoń” stało się to, że jesteśmy w stanie własnym transportem specjalistycznym dostarczyć je w określonym terminie i pod wskazany adres. Rynek stawał się coraz bardziej chłonny. Nasza produkcja rozsad też musiała rosnąć z roku na rok.
- A do tego potrzebne były coraz większe i coraz bardziej nowoczesne szklarnie.
Grzegorz Krasoń: - Aby sprostać potrzebom jeszcze szybciej rozwijającego się rynku, rzeczywiście, musieliśmy stawiać co kilka lat nowe szklarnie. Obecnie mamy w Piaskach 5 ha pod szkłem i wyprodukowaliśmy w 2012 r. ponad 190 mln rozsad warzyw szklarniowych i gruntowych. A nasze gospodarstwo szklarniowe, co podkreślam z satysfakcją, pod względem zastosowanych w nim technologii, uznawane jest za jedno z najbardziej nowoczesnych w Europie. Znawcy przedmiotu szacują, że Gospodarstwo Ogrodnicze „Krasoń”, obsługując 20 proc. rynku krajowego, jest liderem w Polsce w produkcji rozsad warzyw o najwyższej jakości.
- Imponujące osiągnięcie, tym bardziej, jeśli zważyć, że dojście do tak wysokiego pułapu zajęło Wam raptem kilkanaście lat…
Grzegorz Krasoń: - Stało się to możliwe, dzięki zarówno najwyższej jakości oferowanego przez nas towaru, jak i umiejętnej promocji tego wszystkiego, co my w naszych szklarniach robimy. W tym celu np. co roku organizowaliśmy w gospodarstwie Dzień Otwartych Drzwi, w którym uczestniczyły setki przyszłych odbiorców naszych rozsad. Nigdy nie żałowaliśmy pieniędzy na promocję i reklamę. Nie opuszczaliśmy żadnej liczącej się wystawy branżowej w kraju, jak choćby tradycyjnych Krajowych Dni Ogrodnika w Gołuchowie k. Kalisza, czy wielkiej Wystawy Ogrodniczej Horti Fair w Amsterdamie. Nie odmawialiśmy też udziału w roli prelegentów w licznych seminariach, organizowanych przez firmy ogrodnicze. Największego „kopa” reklamowego, co podkreśla moja żona Agata, a ja się z tym zgadzam, dostaliśmy w 2001 r., kiedy to wybrano nas na Krajowego Mistrza AgroLigi. To dzięki temu konkursowi usłyszała o nas niemal cała Polska. A to z kolei przekuło się w dodatkowe miliony zamawianych u nas rozsad warzyw.
- Jak radzi sobie Pan z organizacją tak ogromnego przedsięwzięcia gospodarczego?
Grzegorz Krasoń: - Akurat w tym względzie mamy z żoną dodatkowy powód do satysfakcji: udało nam się dopracować takiego modelu zarządzania, w ramach którego my jako właściciele podejmujemy wyłącznie decyzje strategiczne i reprezentujemy Gospodarstwo Ogrodnicze „Krasoń” na zewnątrz, natomiast zatrudnione przez nas kadry menedżerskie i technologiczne – na bieżąco, bez naszej ingerencji, kierują produkcją ogrodniczą i jej dystrybucją. Dzięki temu - od ładnych kilku lat możemy mieć znacznie więcej czasu dla siebie, dla rodziny, a nawet pozwolić sobie na wyjazd za granicę, i to nie tylko w celach służbowych.
- A czy udało się Wam zaszczepić zamiłowanie do ogrodnictwa swoim dzieciom? Czy upatrujecie w nich swoich następców?
Grzegorz Krasoń: - Dochowaliśmy się trójki dzieci. Najstarszy syn Michał, po Wydziale Ogrodniczym Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, to – podobnie jak ja - pasjonat ogrodnictwa. W imieniu rodziny - współzarządza dzierżawionym przez nas Złotowskim Przedsiębiorstwem Ogrodniczym na 6 ha „pod szkłem”, w którym produkuje się pomidory i ogórki na owoc. Młodszy syn Marcin studiuje stosunki międzynarodowe ze specjalizacją gospodarka światowa i biznes międzynarodowy na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu Synowie tworzą zgrany duet. Już obecnie wyłącznie na ich głowach pozostają kwestie handlu zagranicznego, na który od kilku lat mocno stawiamy w naszej firmie i który rozwija się obiecująco, zwłaszcza na kierunku wschodnim. Córka Marta, nasza najmłodsza latorośl, która studiuje bezpieczeństwo wewnętrzne w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej nie ma jeszcze sprecyzowanych planów co do swojej przyszłości zawodowej. Rzecz jasna, jako rodzice, chcielibyśmy, by swoją przyszłość związała ona z... Gospodarstwem Ogrodniczym „Krasoń”.
8799911
1