Z Aleksandrem Dutkiewiczem, twórcą ludowym z Inowłodza, rozmawia Janusz Szrama
Czym charakteryzują się wycinanki rawskie, co wyróżnia je od wycinanek z innych regionów etnograficznych?
Janusz Szrama: - W Zakościelu, skąd pochodzi moja rodzina, najwięcej wycinało się rózeg. To wycinanki pionowe, w obrysie prostokątne, z jedną osią symetrii. Każda jest inna, ale pewne elementy są wspólne. Dla rózgi charakterystyczny jest motyw stylizowanego drzewka lub innej rośliny, wyrastającej z donicy, z kogutami na górze. Ja najbardziej zapamiętałem koguty, ale może być inny ptak, np. gołąbek, może być też postać ludzka – laleczka. Kiedyś większość kobiet wycinała nożyczkami tradycyjnymi, takimi do strzyżenia owiec. Wtedy było też gorsze oświetlenie, trudniej było docinać precyzyjnie i te wzory wycinanek były bardziej proste. Poza tym w Rawskiem wycinano dwie takie same wycinanki na raz, które potem były przyklejane po obu stronach okna, lustra, obrazu czy na belkach stropowych. Dlatego wzór musiał być, nie tak delikatny. Teraz wycinanki są bardziej lekkie, ażurowe. Moje pierwsze wycinanki też były nieskomplikowane, ale mnie najbardziej imponowała moja ciotka, Maria Zaręba, która tworzyła wycinanki bardziej koronkowe. Spróbowałem i ja, i chyba się udało.
W pana galerii najwięcej znajduje się rózeg rawskich. Każda jest odrębna, ale da się odnaleźć cechy wspólne, na przykład. wszystkie są jednokolorowe, w zdecydowanie ciemnych barwach. Z czego to wynika?
- Wycinanki rozwinęły się w drugiej połowie XIX wieku jako dekoracje ścian w pobielanych izbach wiejskich. Wtedy izby były malutkie i dość ciemne. Wycinanka musiała być więc wyrazista, żeby dobrze było ją widać. Musiała się dobrze odbijać od koloru ściany. Moje rózgi są więc czerwone, ciemnogranatowe, bardzo często czarne. I są jednokolorowe. Taka jest tradycja, która trochę wynikała też z dostępności kolorowych papierów.
Skąd wyniósł pan tradycje wycinania?
- W dzieciństwie podpatrywałem moją babcię Agatę Sobolewską i jej siostry: Józefę Siwek i Antoninę Królik. Jesienią, po zakończeniu prac polowych, babcia siadała koło kuchni, zakładała fartuch i wycinała. Ja najpierw się przyglądałem, a potem sam spróbowałem. Moje pierwsze wycinanki wysłałem na konkurs do Rawy Mazowieckiej. Dostałem wtedy wyróżnienie. Ten pierwszy sukces spowodował, że uwierzyłem w siebie i wycinam do dziś. Wycinałem cały czas według rawskiego wzoru, bez zabiegania o większy rozgłos. Jednak kiedy zobaczyłem, że Łowickie tak ładnie pokazuje swoje wycinanki, a my o naszych rawskich, zapomnieliśmy – podjąłem walkę o to, żeby te nasze wycinanki ocalić od zapomnienia i pokazuję je w całej Polsce, a dzięki internetowi znane są również za granicą, np. na Białorusi czy Ukrainie.
No właśnie, co jeszcze pan robi, by wycinanki rawskie stały się tak samo znane jak łowickie czy kurpiowskie albo żeby w ogóle nie odeszły w zapomnienie? Czy ma Pan następców?
– Doliczyłem się, że na tych terenach było kiedyś kilkadziesiąt twórców ludowych. Teraz zostało tylko siedem osób. Trzeba więc robić wszystko, by tę tradycję uratować. Staram się pokazywać te wycinanki gdzie tylko się da. Uczestniczę w wystawach i kiermaszach, na których pokazuję, o co w tym wszystkim chodzi. Organizuję warsztaty, spotkania, sam gdzie mogę, to docieram. Jeśli uda mi się przekonać młodzież, że warto wycinać, nie dla zarobku, tylko dla zachowania pamięci tego, co robili nasi przodkowie, to myślę, że mi się uda. Ale do tego trzeba czasu. To jest mozolna praca, powiedziałbym, że jest to praca „siłaczki”, bo zostałem sam. Zajęcia prowadzę najczęściej z dziećmi. Trochę zajęć miałem we współpracy z Lokalną Grupą Działania „Dolina Pilicy”. Zapraszają mnie również grupy młodzieży z Polskiego Towarzystwa Schronisk Młodzieżowych. Wszystkie te spotkania i warsztaty zamierzam wzbogacać o przedstawianie historii wycinanek rawsko-opoczyńskich, zmiany jakie w nich zaszły przez tych 150 lat. Już przygotowuję się do tego. Chcę też prezentować naszą wycinankę na tle innych wycinanek. To będzie pokazywało odrębność naszego regionu.Od następnego roku chcę bardziej otworzyć moją prywatną galerię, uruchomić warsztaty ręczne. Ale największym moim marzeniem jest stworzenie domu twórcy ludowego w starej, wiejskiej chałupie. Mam bardzo dużo eksponatów z Zakościela i chcę je pokazywać w najbardziej dla nich naturalnym otoczeniu.
Zaprzecza pan stereotypowi, że wycinankarstwo jest domeną kobiet. Proszę powiedzieć, jak pan radzi sobie z tworzeniem takich cudeniek?
– Nie mam z tym żadnego problem. Są takie dni, kiedy siadam i wycinam. Wtedy mogę spać tylko po dwie-trzy godziny. Wychodzi mi sześć, pięć dobrych wycinanek, nie wszystkie są udane. A są takie dni, kiedy człowiek się męczy. Szuka jakiegoś zakodowanego podobieństwa do poprzednich wycinanek, bo chciałbym żeby każda wycinanka była inna…
To są cierpienia artysty, proszę pana. Proszę jeszcze dodać czy po złożeniu papieru rysuje pan wzór wycinanki?
–Nie, nie, trzeba powiedzieć, że to jest bez rysowania, po prostu składa się papier i się wycina.
A nożyczki?
– Teraz używam zwyczajnych, ale obiecałem sobie, że za dwa-trzy lata będę wycinał nożyczkami do strzyżenia owiec. Znalazłem nożyczki po babci, tylko że ktoś mi musi je przygotować. Zobaczymy, spróbuję. Wycinanki może nie będą tak misterne, ale bliższe pierwotnego wzorca.
8805936
1