Panie Prezesie, jak się domyślam, okres "żniw" w Gospodarstwie Rybackim w Starzawie niedawno się zakończył, czy w związku z tym, mógłby Pan teraz, już na spokojnie, przedstawić naszym czytelnikom Gospodarstwo Rybackie w Starzawie oraz pokrótce ocenić Państwa wyniki za ubiegły sezon?
Tak rzeczywiście, kolejny sezon odłowu karpia mamy już za sobą. Zaliczyłbym go do średnio udanych, głównie z uwagi na to, iż byliśmy zmuszeni do podniesienia cen i sprzedaliśmy mniej ryb niż rok wcześniej. Duży wpływ na wzrost cen oferowanych przez nas ryb, miał fakt, iż wiosną ubiegłego roku dotknęła nas klęska chorób karpia (śnięcia). Spowodowała ona w niektórych stawach aż 66 proc. ubytków - jest to znaczny spadek liczby ryb. Spadek podaży, wymusił z kolei wzrost cen karpia, co jak zauważyliśmy odbiło się na spadku popytu, bo wigilijny karp okazał się być jednak za drogi dla wielu, nie ukrywajmy, niezbyt zamożnych polskich konsumentów. Tyle, jeśli chodzi o krótką ocenę wyniku ekonomicznego. Wracając do pierwszej części Pani pytania, to Gospodarstwo Rybackie w Starzawie jest, jak śmiem twierdzić, w czołówce polskich gospodarstw tej branży. Powierzchnia całkowita naszego gospodarstwa to 800 hektarów, w tym 750 ha to powierzchnia lustra wody, dla wyobrażenia podam, iż jest to około 1/3 powierzchni zalewu w Solinie. Gospodarstw rybackich o większej lub podobnej wielkości, jest w Polsce około 6 - 8. Jesteśmy natomiast z całą pewnością największym gospodarstwem rybackim na Podkarpaciu. Nasze stawy są zbiornikami sztucznymi specjalnie zaprojektowanymi i zbudowanymi w miejscach gdzie niegdyś były łaki. Jako ciekawostkę powiem Pani, że często stykam się ze zdziwieniem ludzi, którzy dowiadują się, iż stawy rybne w Starzawie w większości nie są naturalnymi zbiornikami. Jednakże rzeczywistość jest taka jak mówię, nasze stawy zostały "usypane" - tak to być może kolejna ciekawostka, bo stawy takie, jak nasze "sypie się" tworząc specjalne groble, a nie "kopie" dziurę w ziemi - tak więc, zostały one "usypane".
Jakie gatunki ryb Państwo hodują?
Na około 700 ton rocznej produkcji 500 ton to karp handlowy, resztę reprezentują inne gatunki karpiowate - amury i tołpygi, a dodatkowo jesiotry, liny, sumy i szczupaki. Taki rozkład produkcji wynika z zapotrzebowania - popytu oraz z przyczyn środowiskowych - uwarunkowań wodnych i temperaturowych. Z tego drugiego powodu niektórych gatunków nie da rady u nas hodować, chociaż chcieliby hodować np. ryby łososiowate, które cieszą się coraz większym popytem.
Czy oprócz hodowli ryb, Gospodarstwo prowadzi także jakąś inną działalność, mam tu na myśli przetwórstwo rybne, wędzarnię, chłodnie, jakie są dalsze perspektywy - plany Państwa rozwoju?
Nie posiadamy przetwórni ryb. Doświadczenia innych gospodarstw rybackich, które zainwestowały w duże przetwórnie, osobiście nie napawają mnie optymizmem i raczej zniechęcają do pójścia taką drogą rozwoju. Wymogi biurokratyczne i zbyt duże inwestycje, na które obecnie nas nie stać, a jednocześnie za mała opłacalność tego rodzaju przedsięwzięć sprawiają, że szukamy innych dróg rozwoju, a w obecnej sytuacji ekonomicznej, powinienem powiedzieć raczej "przetrwania" niż rozwoju. Dlatego szukamy innych dróg. Mogę się tu pochwalić prowadzoną przez nasze gospodarstwo działalnością agroturystyczną. W gospodarstwie posiadamy hotelik na 9 miejsc noclegowych. Oprócz możliwości noclegu i smacznego, domowego wyżywienia, zapewniamy naszym gościom także, rzecz jasna, świetne warunki wędkarskie, z "bezludną wyspą" otoczoną trzcinowiskiem - włącznie. Wyspa, o której wspomniałem jest położona na 100 hektarowym stawie, jest ona wyposażona w pomosty dla wędkarzy, miejsca na ogniska i wiaty chroniące przed deszczem. Po przewiezieniu na nią łódką, przez naszych pracowników i wyłączeniu komórki, wędkarz staje się niedostępny dla świata. Znajdą tu także coś dla siebie ornitolodzy czy myśliwi. Gastronomiczną specjalnością moich współpracowników są wykonywane "domową metodą" karp wędzony i faszerowany, a także wyśmienite zawijańce z ryb wędzonych. Fakt, że zatrudnieni u nas ludzie potrafią "pewne rzeczy z ryb zrobić" oraz popularność, jaką zdobywają one na lokalnym rynku sprawia, że przygotowujemy się do stworzenia takiej "mikroprzetwórni". Wyroby z niej przeznaczone byłyby do sprzedaży bezpośredniej i na zamówienie, a także na stół naszego "hoteliku". Obecnie działalność agroturystyczną prowadzimy jedynie latem, ale są plany podjęcia współpracy z pobliską stadniną koni, tak by poszerzyć zakres oferowanych usług. Jak już powiedziałem, obecna sytuacja ekonomiczna nie zachęca jednak do podejmowania zbytniego ryzyka w interesach. Dlatego staramy się postępować "bezpiecznie" i nie przeinwestowywać.
Wielkimi krokami zbliża się data wejścia Polski do UE i szerszego otwarcia granic gospodarczych, czy w związku z tym, w branży rybackiej, spodziewana jest silna konkurencja z krajów wspólnoty?
Jeśli chodzi o sprawę konkurencyjności naszego rybołóstwa śródlądowego na rynku europejskim, to uważam, że dopóki w Polsce istnieje tradycja spożycia karpia, to jesteśmy w miarę bezpieczni. W krajach obecnie znajdujących się w UE, spożycie karpia nie jest zbyt popularne (w UE i USA konsumenci wolą pstrągi i łososie) może poza środowiskami emigrantów z europy wschodniej i społecznościami żydowskimi, które tradycyjnie upodobały sobie potrawy z karpia. Stąd tez produkcja karpia w krajach UE jest znikoma i występuje właściwie tylko we wschodnich landach Niemiec, marginalnie w Austrii i we Francji. Natomiast, jeżeli chodzi o sytuację na polskim rynku to nie powiem, że jest ona łatwa. Wręcz przeciwnie staje się coraz trudniejsza. Wzrasta konkurencja między krajowymi producentami karpia, a ponadto inne ryby (jak już wspomniałem np. łososiowate) wypierają karpia. Nie bez znaczenia pozostaje tez fakt, ze konsument mając do wyboru zakup ryby, której cena ze względu na wysokie nakłady produkcyjne - nie może być tania. Dla przykładu czas hodowli, nadającego się do zbytu karpia wynosi 3 lata, trudno to porównać z 6 tygodniowym cyklem produkcyjnym kurczaków. Tradycja wigilijna, o której już wspomniałem, jest naszym błogosławieństwem i jednocześnie źródłem kłopotów przeżywanych co rok. Ludzie chcą kupić karpia zazwyczaj 2 dni przed Wigilią, aby temu sprostać wykonujemy karkołomne przedsięwzięcie logistyczne. By w tym gorącym okresie sprostać popytowi, przez cały rok musimy utrzymywać środki transportu, bo nikt oprócz nas - producentów ryb, nie wie jak się wozi żywego karpia, nie ma pozwoleń albo przystosowanych środków transportu. Ten fakt bezsprzecznie podwyższa nasze koszty, a w efekcie i cenę produktu. Jednocześnie, śmiem twierdzić, że karp jest jedynym obecnie hodowanym przemysłowo zwierzęciem, w oparciu o pasze naturalne. Ubolewam nad tym, że polski biedny bądź co bądź konsument, nie patrzy na jakość a na cenę. W związku z tym, by zatrzymać klientów, aby dalej nie podwyższać cen, nie możemy inwestować (choćby w urządzenia, które pozwoliłyby na hodowlę ryb łososiowatych w naszych stawach). Niestety taki stan rzeczy może doprowadzić do upadku naszej branży, chociaż konkurencji z UE praktycznie nie mamy. Można to uogólnić niezbyt optymistycznym stwierdzeniem, że jakość przegrywa z ceną.
Czy samorząd gminy lub inne lokalne ośrodki władzy interesują się Państwa sytuacją, czy udzielają Państwu wsparcia (np. w uzyskiwaniu środków pomocowych z UE)?
Około 15 - 20 lat temu, lokalne władze raczej nam nie pomagały. Jako duże przedsiębiorstwo państwowe otrzymywaliśmy pomoc ze strony państwa. Ta sytuacja zmieniła się jednak diametralnie po zmianach ustrojowych i ekonomicznych w naszym kraju. Obecnie w gminie Stubno jesteśmy największym pracodawcą i jednostką produkcyjną. Dlatego gmina jest zainteresowana by Gospodarstwo jak najdłużej funkcjonowało w dobrej kondycji, by dawało zatrudnienie i zarobek mieszkańcom gminy. Ze strony rady gminy i wójta otrzymujemy bezinteresowną pomoc merytoryczną w wielu sprawach, teraz nikt nas nie pyta "a co my - gmina z tego będziemy mieli?". Chociaż władze gminy nie mogą nas wspierać finansowo, bo gmina sama nie jest zbyt zamożna, to jednak odczuwamy ich przychylne nastawienie i chęć niesienia nam pomocy w zakresie swoich kompetencji i możliwości. Wierzę, że taki stan rzeczy, taką pozytywną współpracę, uda się kontynuować jak najdłużej z korzyścią dla Gospodarstwa, gminy jak i jej mieszkańców.
Dziękuję Panu za rozmowę i jednocześnie życzę powodzenia w dalszej działalności.