Brzeskie PWC, popularnie zwane "Cukierkami", to jeden z najstarszych zakładów tego typu w Polsce, o tradycjach sięgających XIX wieku. Dzisiaj wszystkie wyroby firmy produkowane w stu asortymentach, spełniają unijne wymagania sanitarne i jakościowe. Firma uhonorowana została między innymi godłami: "Teraz Polska" i "Agro Poland – Euro Quality". W tym roku, w kategorii przedsiębiorstw, zwyciężyła w opolskiej edycji Agroligi 2003. "Odra", jak mówi prezes Zdebik, nie obawia się integracji Polski z Unią Europejską.
Prace nad dostosowaniem się do unijnych wymogów rozpoczęły się wiele lat temu. Poważne przemiany wizerunku zakładu zapoczątkowała jego prywatyzacja w latach 90. Jak załoga reagowała na obcy wtedy proces prywatyzacyjny?
To były trudne czasy, tym bardziej, że w "Odrze" pracowało wtedy 80% kobiet, a tylko 20% załogi stanowili mężczyźni. Kobieta bardziej dbała o dom niż o interesy. I nagle stanęła przed dylematem podjęcia poważnej decyzji. Rozmowy toczyły się dosyć długo. Pracownikom należało wszystko wytłumaczyć od podstaw, bo nie było w kraju przykładów, którymi można byłoby się podeprzeć i pokazać ludziom, że inne firmy się prywatyzowały i dobrze na tym wyszły. Prywatyzacji typu leasingowego było bardzo mało. Niemniej jednak przekonaliśmy naszą załogę, iż jest to jedyny sposób żeby "wziąć sprawy w swoje ręce". Wiedzieliśmy czego chcemy, znaliśmy program uzdrowienia "Odry". A trzeba pamiętać, że to były czasy kiedy słowo marketing dopiero zaczynało się pojawiać, kiedy zaczęto mówić o zdobywaniu rynku i atrakcyjności opakowań. Praktycznie cały rynek stał otworem, a my sobie zdawaliśmy sprawę, że potrafimy go zdobyć. Wtedy już trochę wyjeżdżaliśmy za granicę, co nie było taką normalną praktyką. Braliśmy udział w niektórych targach światowych, które pozwoliły nam ocenić co robią inni, z czym się wystawiają i do czego dążą. Doszliśmy do wniosku, że poradzimy sobie, niemniej jednak długo przekonywaliśmy pracowników. Na szczęście z pozytywnym skutkiem, bo ponad 80% ówczesnej załogi przystąpiło do spółki. Pozostałe 20% stanowiły osoby wybierające się na emeryturę, kobiety na urlopach macierzyńskich i wychowawczych. Zebraliśmy wymagany procent kapitału i wystąpiliśmy do wojewody, jako organu założycielskiego o przejęcie przedsiębiorstwa w spółkę.
Jak dzisiaj załoga ocenia sytuację swoją i zakładu?
Dzisiaj załoga jest już doświadczona. Od pierwszego zebrania założycielskiego, na którym wybrano władze spółki i ustanowiono statut, odbyło się mnóstwo zebrań. Nasi udziałowcy są dzisiaj bardzo świadomymi akcjonariuszami. Wiedzą co im się należy, czego żądać, i o czym mogą decydować. W stosunku do lat 90. pod tym względem zaszła ogromna zmiana.
Z całą pewnością duże zasługi w tym procesie ma Zarząd Spółki?
Oczywiście. To efekt całych lat pracy. Myślę, że w stosunku do załogi utrzymujemy nadal takie trendy, jak niektórzy mówią, prosocjalne. Z jednej strony odbieramy za to wyrazy wdzięczności, czasem jednak docierają do nas sygnały, że to co się dla załogi robi jest niedoceniane i odbierane jako coś, co się po prostu należy. Jednak czas i sytuacja korygują pewne rzeczy. Z całą pewnością jednak załoga jest dzisiaj bardziej świadoma swojej roli i pozycji niż wtedy, kiedy rozpoczynaliśmy prywatyzację.
Wydaje się, że dzięki świadomej załodze łatwiej realizować filozofię działania zakładu, która opiera się na tym by nie konkurować "na ceny", ale utrzymywać wysoką jakość wyrobów?
"Odra" od początku była znana z dbałości o higienę produkcji i higienę pracowniczą. Tak było od czasu, kiedy podjęłam tuż po studiach, pracę w dziale technologii w tym przedsiębiorstwie. Już wówczas odznaczaliśmy się w ramach zjednoczenia przemysłu cukierniczego i zajmowaliśmy pierwsze miejsca w konkursach promujących pracę czystą, higieniczną i bezpieczną. Nawyki przestrzegania czystości i higieny były więc w zakładzie od dawna. Później należało tylko poświęcić trochę czasu temu jak ważne jest przestrzeganie reżimu technologicznego. Całe lata poświęciliśmy na to, by pracownikom wpajać pewne zasady. Teraz mimo trudnego rynku, gdzie wzrastające bezrobocie wpłynęło na ubożenie polskiego społeczeństwa, a co za tym idzie przeznaczanie niewielkich środków z domowych budżetów na słodycze, nie pozwoliliśmy sobie na obniżenie jakości. Chcieliśmy i chcemy przetrwać kryzys na rynku nie obniżając jakości naszych wyrobów. Do dzisiaj stosujemy kuwertury, a nie ich zamienniki czyli masy czekoladowe. Mocno zwracamy uwagę na aromaty – stosujmy naturalne, bądź identyczne z naturalnymi. Używamy mleka pełnego w proszku. Nasze produkty w związku z tym charakteryzują się naturalnością, co niestety podraża produkcję. W Polsce tylko 30 procent obywateli może sobie pozwolić na zakup lepszych, a w związku z tym droższych produktów. Nasza rentowność oscyluje na granicy opłacalności, ale nie możemy i nie chcemy pozwolić sobie na obniżenie jakości. Chcemy być postrzegani jako ten producent, który potrafi ją utrzymać.
Po wejściu do Unii Europejskiej utrzymywanie tej wysokiej jakości powinno się opłacić, a ceny które dla naszych klientów są wygórowane, na zachodnich rynkach mogą okazać się bardzo konkurencje.
Na pewno tak. Kapitał zagraniczny, który wszedł do Polski zajął się głównie czekoladami i wyrobami w czekoladzie. I tam widać, że istnieją dwa rodzaje jakości – wyrobów z "prawdziwej" czekolady i wyrobów czekoladopodobnych. Na zachodzie np. w Szwajcarii na rynku od lat utrzymuje się taka marka jak Lindt. Bardzo dobra czekolada, ale jednocześnie bardzo droga. My ten trend, jeśli chodzi o zachowanie jakości, również utrzymujemy. Myślę, że znajdziemy swoje miejsce na europejskim rynku. Trzeba powiedzieć, że już dzisiaj jesteśmy na nim obecni. Eksportujemy swoje wyroby także poza kraje UE – do Stanów Zjednoczonych, Kanady, Izraela, nawet do Tajlandii.
Czy zakład prowadzi już zorganizowaną kampanię wchodzenia na rynek Unii Europejskiej?
Oczywiście i to od kiedy rozpoczęły się rozmowy na temat akcesji Polski do Unii Europejskiej. Wiele spraw przeprowadziliśmy z wyprzedzeniem. W 1998 roku uzyskaliśmy potwierdzenie najwyższej jakości naszych wyrobów w postaci certyfikatu ISO 9002. W tym samym roku wdrożyliśmy HACCP – analizę punktów krytycznych zagrożeń w produkcji, która w przemyśle spożywczym wchodzi obligatoryjnie w przyszłym roku. Ciągle podnosimy poprzeczkę i pracujemy nad doskonaleniem i poprawianiem poziomu jakości wyrobów. Jedyną rzeczą jakiej się obawiamy, a która może się zdarzyć, to napływ towaru o niskiej cenie, ale i o niskiej jakości. Wiemy przecież co stało się z naszym przemysłem bawełnianym, po napływie bardzo taniej i tandetnej odzieży. Ludzie w poczuciu tego, że niewiele mają na dzisiaj, jednak dużo chętniej kupują produkty tanie. No i tu niestety państwo nie pomaga rodzimym producentom. Na zachodzie w środkach masowego przekazu emitowanych jest szereg audycji promujących krajowe produkty. Belgowie walcząc o swój rynek pokazują nawet, że zagraniczne produkty uczulają. U nas w tym zakresie nic się nie robi, a nie każdego producenta stać na to, by opłacał, kosztujące wiele milionów, kampanie reklamowe. W dobie globalizacji państwo powinno być sprzymierzeńcem krajowego producenta.
Zatem konkursy takie jak "Teraz Polska" nie są wystarczającą promocją polskich produktów?
To zdecydowanie za mało. Po wejściu do Unii, godło "Teraz Polska" może nie mieć żadnego odbicia. Certyfikaty, znaki bezpieczeństwa, HACCP będą z pewnością znaczące, natomiast tego rodzaju konkursy – dla nas bardzo prestiżowe – w Unii Europejskiej nie będą miały znaczenia. Społeczeństwu polskiemu powinno się wręcz wpajać, że trzeba kupować dobre, polskie produkty. Wiele osób dzisiaj podróżuje po Europie i miało styczność z zachodnioeuropejskimi produktami spożywczymi. Na pewno mogą z pełnym przekonaniem stwierdzić, że nasze wyroby mają znakomity smak i jakość w porównaniu z tamtymi. Dlaczego więc mielibyśmy przegrać na tym odcinku? Możemy przegrać tam gdzie tradycyjnie byliśmy słabi np. w przemyśle samochodowym, czy elektronice. W żywości nie możemy dopuścić do zniszczenia rynku. Wielu złych sytuacji można byłoby uniknąć gdyby państwo bardziej interesowało się tym co się dzieje w przemyśle spożywczym i z polską żywnością.
Dziękuję za rozmowę.