Co mówi nam to o nadchodzących wyborach w Polsce?
Szymon Kwapiszewski pokazuje, jak prognozy Jacka Dukaja z eseju „Po piśmie” zaczynają się sprawdzać w polityce
Jacek Dukaj w książce „Po piśmie”, w rozdziale poświęconym polityce, przewidywał, że w dobie social mediów autentyczność będzie najcenniejszą walutą w polityce. Ponowny wybór Donalda Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych dowodzi słuszności tej prognozy i wyznacza kierunek, w którym podążać będą przyszłe kampanie prezydenckie, również ta w Polsce w 2025 r.
Zaskakująco gładkie zwycięstwo Trumpa
Większość komentatorów zgodna była co do tego, że wybory 5 listopada w Stanach Zjednoczonych będą jednymi z najbardziej zażartych w historii tego kraju. Niektórzy spodziewali się, że na wyniki trzeba będzie czekać kilka dni, a minimalne zwycięstwo Harris wywoła sprzeciw zwolenników Donalda Trumpa, którzy zaczną wysuwać oskarżenia o fałszerstwo wyborcze.
Poranek 6 listopada pokazał, że żadna z tych rzeczy nie miała jednak miejsca. Trump zagarniał jeden po drugim kolejne tzw. stany wahadłowe (ang. swing states), a co więcej, z każdą godziną coraz bardziej powiększał swoją przewagę w bezwzględnej liczbie głosów nad kandydatką demokratów – wyczyn tym bardziej godny uwagi, że Donaldowi Trumpowi nie udał się on ani w 2016, ani w 2020 r.
W dodatku w trzecich wyborach z rzędu wynik kandydata republikanów był niedoszacowany w sondażach przedwyborczych, które w ostatnim tygodniu zaczęły skłaniać się w stronę zwycięstwa Harris. I to pomimo faktu, że w mediach pojawiały się informacje, iż pracownie sondażowe świadome są istnienia prawidłowości w postaci niedoszacowania wyniku Trumpa i biorą ten fakt pod uwagę przy tworzeniu swoich prognoz.
Spośród wielu przyczyn zwycięstwa Trumpa wskazywanych w mediach najbardziej niedoceniona wydaje się kwestia autentyczności osobistej i autentyczności przekazu obojga pretendentów na najwyższy urząd w Stanach Zjednoczonych. Tymczasem to właśnie ten czynnik może stanowić brakujące ogniwo wyjaśniające skalę zwycięstwa byłego prezydenta, którego osobowość doskonale nadaje się do prowadzenia kampanii wyborczej w dobie social mediów.
Biały miliarder bliższy prostemu robotnikowi
W bestsellerowej książce „Po piśmie” z 2019 r. Jacek Dukaj stara się przewidzieć przemiany społeczne, które będą zachodzić w epoce tzw. bezpośredniego transferu przeżyć.
Ten od transferu przez mowę czy pismo różni się tym, że odbiorca ma poczucie namacalnego wręcz uczestnictwa w wydarzeniach, które widzi na ekranie swojego smartfonu. Zdaniem autora jednym z pól, które zostaną w największym stopniu dotknięte tymi przemianami, będzie polityka, gdzie najcenniejszą walutą staną się autentyczność i zdolność poruszenia emocji wyborcy.
Nie od dziś wiadomo, że emocje i racjonalny ogląd sytuacji nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego, zaś krótki, emocjonalnie poruszający filmik w mediach społecznościowych jest w stanie wyrazić więcej niż tysiąc słów chłodnej analizy. Brzmi to jak oczywistość, jednak jako społeczeństwo nie zdaliśmy sobie jeszcze sprawy z implikacji takiego stanu rzeczy, a widzimy to namacalnie w wynikach wyborów w Stanach Zjednoczonych.
Spójrzmy na życiorysy obu kandydatów. Mogłoby się wydawać, że Harris, jako osoba pochodząca z mniejszości etnicznej i wychowana w rozbitej rodzinie, która własnym wysiłkiem wypracowała sobie awans społeczny, bliższa będzie sercom zwykłych wyborców. Zwłaszcza w sytuacji, gdy jej przeciwnikiem będzie biały, blisko osiemdziesięcioletni miliarder, który dobry start w młodości zawdzięczał rodzinnemu biznesowi, a jego życie było pełne obyczajowych skandalów.
Nic bardziej mylnego. Logika social mediów nie jest logiką życiorysu, lecz logiką przeżycia dostarczanego przez performera-influencera. A w tej roli Trump sprawdza się zdecydowanie lepiej niż Harris.
Społeczeństwo myślące bezpośrednim transferem przeżyć jest bowiem bardziej skłonne uwierzyć, że kandydat republikanów lepiej rozumie pracownika McDonald’s po 15 minutach zaaranżowanej pracy niż Harris, która musiała dorabiać w sieci fast food podczas studiów. Nie liczy się CV ani stan konta. Liczy się to, kto autentyczniej wygląda w okienku drive-thru na kampanijnych zdjęciach.
Oczywiście kwestia prezencji w polityce zawsze była kluczowa. Jednak w świecie, w którym nad każdym szczegółem politycznego PR pracuje sztab doradców, to paradoksalnie pewne braki i niewyreżyserowane zachowania mogą stać się atutem, w czym ogromną zasługę mają social media.
Jak diagnozuje Dukaj, bezpośredni transfer przeżyć umożliwia odbiorcom niemal idealne wczucie się w sytuację rozgrywającą się na ekranie smartfona, przez co z perspektywy polityka kluczowe jest nadawanie na tych samych falach co jego wyborcy.
To dlatego Trump tańczący przez 40 minut na wiecu do swojej ulubionej playlisty zyskuje popularność. Ludzie widzą w nim swoje instynkty i wielu z nich naturalnie czuje do niego sympatię. Zachowujący się w sposób nieokrzesany Trump jest dla wielu wyborców podświadomie bliższy niż politycy aspirujący do roli elit, prezentujący zgodne z etykietą, nienaganne maniery.
Prawica zaczęła mówić lewicą
Jednak osobista autentyczność to nie wszystko. Trump dopełnia obraz osoby „z ludu” swoim przekazem politycznym opartym na kwestiach bytowych, związanych z gospodarką i imigracją. Jak zwracał uwagę Jan Rokita we wprowadzeniu do dyskusji zorganizowanej w ramach Krynica Forum 2024, cechą wspólną ruchów nowej prawicy, której głównym reprezentantem są amerykańscy republikanie, jest jej sprzeciw wobec globalizacji i uniwersalizacji świata.
Używając analogii Zygmunta Baumana, który porównywał wygranych i przegranych w postmodernistycznym świecie do turystów i włóczęgów, można powiedzieć, że Trump stał się głosem tych drugich, czujących się w globalnej wiosce jak osoby wyzute z poczucia wartości i przynależności. To w tej grupie najmocniej rezonują obietnice nowego prezydenta dotyczące skupienia się Ameryki na samej sobie i ograniczenia migracji.
Włóczędzy chcieliby powrotu do niezglobalizowanego świata, w którym wprawdzie żyło im się nieco gorzej w bezwzględnym rozrachunku, ale przynajmniej cieszyli się względnie większym poważaniem w społeczeństwie. Uważają, że lider republikanów wsłuchuje się w ich głos.
Można argumentować, że pomysły Trumpa są mrzonką i nie poprawią sytuacji najuboższych, a wręcz że postulaty dotyczące rozwiązań podatkowych prezentowane przez republikanów poskutkują zwiększeniem opodatkowania tej grupy społecznej przy spadku opodatkowania dla najbogatszych.
W gorączce kampanii prowadzonej przy użyciu najnowszych zdobyczy techniki takie wyliczenia schodzą jednak na drugi plan. Z perspektywy wielu wyborców z klasy średniej i niższej ważne jest, że ktoś, z kim czują osobistą więź zbudowaną poprzez media społecznościowe, zajmuje się ich problemami i obiecuje poprawę ich sytuacji.
Bezpośredni transfer przeżyć sprawia, że myślimy o politykach jak o kimś z grona naszych znajomych, a czasem wręcz jak o członku rodziny. A przecież dobry wujek, słysząc o naszych problemach, nie odmówiłby nam pomocy, czyż nie?
Siła przebicia Trumpa była tym większa, że głównym elementem agendy Harris było podkreślanie kwestii wartości, zwłaszcza praw osób tradycyjnie nieuprzywilejowanych: kobiet, mniejszości etnicznych i seksualnych. Wybory pokazały jednak, że samo oparcie się na wartościach nie wystarczy, gdy w grę wchodzą kwestie ekonomiczne, które ciążyły na wizerunku Harris jako osoby pozostającej u władzy przez minione cztery lata.
Choć poparcie dla kandydatki demokratów wśród czarnych sięgnęło 86%, to wynik 54% wśród kobiet i 53% w społeczności latynoamerykańskiej był zdecydowanie niższy, niż liczył sztab Kamali Harris. Jak widać, motywacje ludzi do głosowania na jedną czy drugą opcję polityczną są bardziej skomplikowane niż podziały według linii rasy i płci, tak ochoczo kreślone przez niektórych komentatorów.
Trumpizm nową metodą wyborczą?
Jak ostatnio stwierdził Marcin Kędzierski, niezależnie od tego, kto wygra wybory w Stanach Zjednoczonych, polityka i tak pójdzie wyznaczoną przez Donalda Trumpa ścieżką. Ścieżką radykalizacji przekazu i odejścia od wartości takich jak tolerancja i otwartość, które jeszcze do niedawna uznawane były za swego rodzaju credo zachodnich społeczeństw.
Kędzierski dodaje, że podobne procesy możemy zaobserwować także w Polsce. Na naszym rodzimym podwórku również widzimy sytuację, w której Donald Tusk przejmuje postulaty głoszone tradycyjnie przez środowiska jednoznacznie prawicowe, takie jak na przykład twarde ograniczenie migracji.
Widmo kryzysu i niepewności sprawia, że idealistyczne wartości schodzą na dalszy plan. W pewnym sensie martwienie się o ich utrzymanie i szerzenie staje się swego rodzaju przywilejem, na który stać jedynie tych, którzy nie muszą przejmować się codziennym bytowaniem. W okresie „końca historii” kraje szeroko pojętego Zachodu stać było na taką hojność.
Obecnie wojny na Ukrainie i Bliskim Wschodzie, wzmagający się napór migracyjny oraz rosnące koszty zmian klimatycznych sprawiają, że polityka wraca do spraw bardziej namacalnych, związanych z codziennym życiem. Potwierdzają to działania Donalda Tuska w pierwszym roku nowej koalicji. Można się spodziewać, że nie inaczej będą się prezentować programy kandydatów głównych partii politycznych w przyszłorocznych wyborach prezydenckich.
Choć postulaty tolerancji, otwartości i podążania za wartościami europejskimi pozostaną istotnym elementem agendy kandydatów Koalicji Obywatelskiej oraz Lewicy, to nie zapewnią one wystarczającej mobilizacji, tak jak to miało miejsce w 2020 i 2023 r. Zaostrzenie przekazu kosztem wartości, który obserwowaliśmy podczas kampanii w Stanach Zjednoczonych, z pewnością nie ominie także Polski.
Zapewne zaobserwujemy również intensywne starania kandydatów i kandydatek o przedstawienie się wyborcom w sposób jak najbardziej autentyczny, budzący podświadomą sympatię i przekonanie, że dany kandydat jest „swój”. Nie będzie to zjawisko zupełnie nowe w polskiej polityce.
Taki cel przyświeca na przykład Sławomirowi Mentzenowi organizującemu co wakacje swoją piwną trasę po Polsce lub Radosławowi Sikorskiemu, który obok fotografii z misji dyplomatycznych wrzuca zdjęcia ze swoich rowerowych wypraw.
Nadchodząca kampania prezydencka będzie zdecydowanie inna od tych z przeszłości. Niestety niekoniecznie z korzyścią dla poziomu polskiej debaty politycznej.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.
Trumpizm nową metodą wyborczą?
Jak ostatnio stwierdził Marcin Kędzierski, niezależnie od tego, kto wygra wybory w Stanach Zjednoczonych, polityka i tak pójdzie wyznaczoną przez Donalda Trumpa ścieżką. Ścieżką radykalizacji przekazu i odejścia od wartości takich jak tolerancja i otwartość, które jeszcze do niedawna uznawane były za swego rodzaju credo zachodnich społeczeństw.
Kędzierski dodaje, że podobne procesy możemy zaobserwować także w Polsce. Na naszym rodzimym podwórku również widzimy sytuację, w której Donald Tusk przejmuje postulaty głoszone tradycyjnie przez środowiska jednoznacznie prawicowe, takie jak na przykład twarde ograniczenie migracji.
Widmo kryzysu i niepewności sprawia, że idealistyczne wartości schodzą na dalszy plan. W pewnym sensie martwienie się o ich utrzymanie i szerzenie staje się swego rodzaju przywilejem, na który stać jedynie tych, którzy nie muszą przejmować się codziennym bytowaniem. W okresie „końca historii” kraje szeroko pojętego Zachodu stać było na taką hojność.
Obecnie wojny na Ukrainie i Bliskim Wschodzie, wzmagający się napór migracyjny oraz rosnące koszty zmian klimatycznych sprawiają, że polityka wraca do spraw bardziej namacalnych, związanych z codziennym życiem. Potwierdzają to działania Donalda Tuska w pierwszym roku nowej koalicji. Można się spodziewać, że nie inaczej będą się prezentować programy kandydatów głównych partii politycznych w przyszłorocznych wyborach prezydenckich.
Choć postulaty tolerancji, otwartości i podążania za wartościami europejskimi pozostaną istotnym elementem agendy kandydatów Koalicji Obywatelskiej oraz Lewicy, to nie zapewnią one wystarczającej mobilizacji, tak jak to miało miejsce w 2020 i 2023 r. Zaostrzenie przekazu kosztem wartości, który obserwowaliśmy podczas kampanii w Stanach Zjednoczonych, z pewnością nie ominie także Polski.
Zapewne zaobserwujemy również intensywne starania kandydatów i kandydatek o przedstawienie się wyborcom w sposób jak najbardziej autentyczny, budzący podświadomą sympatię i przekonanie, że dany kandydat jest „swój”. Nie będzie to zjawisko zupełnie nowe w polskiej polityce.
Taki cel przyświeca na przykład Sławomirowi Mentzenowi organizującemu co wakacje swoją piwną trasę po Polsce lub Radosławowi Sikorskiemu, który obok fotografii z misji dyplomatycznych wrzuca zdjęcia ze swoich rowerowych wypraw.
Nadchodząca kampania prezydencka będzie zdecydowanie inna od tych z przeszłości. Niestety niekoniecznie z korzyścią dla poziomu polskiej debaty politycznej.
autor: Szymon Kwapiszewski, Student historii średniowiecznej na Uniwersytecie Oksfordzkim. Absolwent historii na Uniwersytecie w Durham.
oprac, e-mk, ppr.pl; Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego.