Donald Trump jest mesjaszem? Wierzy w to amerykańska protestancka prawica
Alexander Tyra na łamach Klubu Jagiellońskiego pokazuje religijne podglebie ruchu MAGA
Wierzą, że Donald Trump przygotuje grunt pod ponowne przyjście Chrystusa, odrzucają wszelką samokrytykę i możliwość porażki, a ich celem jest kontrola kultury, biznesu i polityki. Oto nowa, dumna chrześcijańska prawica. Pytanie brzmi, czy zamiast zbawić świat, nie pociągnie go w przepaść.
Należy postrzegać Trumpa i zmiany, które zachodzą wraz z nim, w określonym kontekście, są one bowiem częścią znacznie szerszych trendów. Od 2016 r. systematycznie rośnie poparcie białych ewangelików dla Donalda Trumpa.
W ubiegłorocznych wyborach sięgnęło imponujących 85%. Trump cieszy się popularnością także wśród innych chrześcijan niebiałych protestantów (61%) i białych katolików (59%).
Nie ma wątpliwości, że to chrześcijańscy wyborcy zdecydowanie przyczynili się do zwycięstwa Trumpa w wyborach. Choć oczywiście w niektórych przypadkach nie było bezpośredniego związku między religią a zachowaniem wyborczym, np. wielu Latynosów głosowało na Trumpa nie z powodów religijnych, ale społecznych.
Ta nowa, dumna prawica
W ostatnich latach można zaobserwować wzrost pewności siebie na chrześcijańskiej prawicy. Dzieje się tak głównie za sprawą takich ruchów, jak Nowa Reformacja Apostolska (NAR). Jest to zbiorcze określenie najwierniejszych z wiernych MAGA chrześcijan, którzy jeszcze kilka lat temu byli szerzej nieznani, a dziś są prawdopodobnie najszybciej rozwijającym się nurtem amerykańskiego protestantyzmu.
Bezpośrednio związani są z nim tacy republikanie, jak spiker izby Mike Johnson czy Marjorie Taylor Greene. Obecnie szacuje się, że ruch liczy kilkadziesiąt milionów osób, choć trudno o pewne dane, jako że NAR nie jest formalnym kościołem. Jeszcze w 2015 r. szacowano liczbę jego sympatyków na około trzy miliony.
Ostatnio NAR jest niewątpliwie najgłośniejszym ruchem chrześcijańskiej prawicy, której mentalność intensywnie się przekształca. Nowa prawica chrześcijańska (podobnie jak trumpizm) wierzy w całkowite zwycięstwo polityczne i odrzuca wszelkie zwątpienie w siebie, samokrytykę i jakąkolwiek możliwość porażki.
Jej pewność siebie jest podsycana przez wiele źródeł. Po pierwsze, nie należy lekceważyć znużenia narracjami o upadku, zwłaszcza wśród pokoleń, które zmęczyły się doomerstwem i tęsknią za czymś nowym. Prawdopodobnie ważną rolę odgrywa też renesans tzw. Nowej Myśli (New Thought), ezoterycznego ruchu z XIX w., którego najbardziej znanym przedstawicielem jest dziś prawdopodobnie Trump.
Nowa Myśl to pseudonaukowa teoria, według której nasze myśli kształtują rzeczywistość, więc dzięki pozytywnemu nastawieniu możemy odnieść sukces. Wszystko, co jest niezbędne do osiągnięcia dobrobytu, to niezachwiane przekonanie, że się go zdobędzie.
Sama Nowa Myśl nie miała oczywistych chrześcijańskich korzeni, ale w XX w. pastor Norman Vincent Peale, który był jednym z jej najważniejszych przedstawicieli, wiązał tę teorię z ideą tzw. ewangelii dobrobytu. Peale był pastorem w kościele, do którego uczęszczała rodzina Trumpa, a obecny prezydent często podkreślał, jak bardzo ukształtowały go usłyszane kazania.
Tysiącletnie panowanie, tylko czyje?
Wspomniany wzrost pewności siebie wynika jednak przede wszystkim ze zmiany paradygmatu, jaka zachodzi w amerykańskim chrześcijaństwie. Dotyczy ona sposobu, w jaki coraz więcej chrześcijan (zarówno praktykujących, jak i kulturowych) patrzy w przyszłość i jak w rezultacie kształtuje nowy zeitgeist.
Przyszłe oczekiwania wielu chrześcijan związane są z koncepcją millenium, rzekomym tysiącletnim panowaniem Chrystusa, które niektórzy autorzy wywodzą z następujących wersetów w Apokalipsie św. Jana (20:1-6):
1 Potem ujrzałem anioła zstępującego z nieba, który miał klucz od Czeluści
i wielki łańcuch w ręce.
2 I pochwycił Smoka,
Węża starodawnego,
którym jest diabeł i szatan,
i związał go na tysiąc lat.
3 I wtrącił go do Czeluści,
i zamknął, i pieczęć nad nim położył,
by już nie zwodził narodów,
aż tysiąc lat się dopełni.
A potem ma być na krótki czas uwolniony.
4 I ujrzałem trony –
a na nich zasiedli [sędziowie],
i dano im władzę sądzenia –
i ujrzałem dusze ściętych dla świadectwa Jezusa i dla słowa Bożego,
i tych, którzy pokłonu nie oddali Bestii ani jej obrazowi,
i nie wzięli sobie znamienia na czoło ani na rękę.
Ożyli oni
i tysiąc lat królowali z Chrystusem.
5 A nie ożyli inni ze zmarłych, aż tysiąc lat dobiegło końca.
To jest pierwsze zmartwychwstanie.
6 Błogosławiony i święty, kto ma udział w pierwszym zmartwychwstaniu:
nad tymi nie ma władzy śmierć druga,
lecz będą kapłanami Boga i Chrystusa
i będą z Nim królować tysiąc lat.
Jak można sobie wyobrazić, wspomniane wersety pozwalają na wiele interpretacji dotyczących np. czasu powrotu Chrystusa lub tego, kiedy należy spodziewać się epoki żelaza, a kiedy złotego wieku. Terminy amillennializm, premillennializm, dyspensacjonalizm i postmillennializm stały się powszechne w odniesieniu do różnych możliwych oczekiwań na temat czasów ostatecznych.
Kościół katolicki i kościoły prawosławne są przeważnie sceptyczne wobec dosłownego odczytywania przywołanego fragmentu, czyli amillenialistyczne. Katechizm Kościoła Katolickiego odrzuca millenaryzm jako zsekularyzowany pseudomesjanizm w §675-677. Chrystus sądzi żywych i umarłych jednocześnie ze swoim powrotem, a nie dopiero po tym, gdy będzie panował nad świeckim imperium światowym przez tysiąc lat.
Jego panowanie trwa już teraz, ale w sensie duchowym, a nie dosłownym, nie jako złoty wiek niekończącego się wzrostu gospodarczego i pełnego zatrudnienia. Jest to prawda intuicyjna dla katolików, ale nie dla wielu milionów protestantów, dla których powrót Mesjasza wiąże się z czymś więcej.
Kościół katolicki to spętany Szatan
Przez kilka wieków postmillenializm był postawą definiującą wielu protestantów. W Polsce nie doceniamy wagi tego nurtu, gdyż historia reformacji polskiej z perspektywy protestantów jest raczej historią porażki. Inaczej sprawa wygląda w innych częściach świata, gdzie postmillennializm kojarzony był z postawą iście triumfalistyczną.
Jak sama nazwa wskazuje, Chrystus ma powrócić dopiero po mniej lub bardziej dosłownym okresie tysiąca lat. W jaki sposób zainaugurować ten czas? Związaniem Szatana i wyzwoleniem prawdziwych chrześcijan ze szponów Antychrysta.
W taki właśnie sposób protestanci interpretowali zwycięstwo reformacji. Z ich perspektywy nie było już powrotu do „ciemnego średniowiecza” Kościoła katolickiego. Pozostawało kwestią czasu, zanim katolicyzm stopniowo zaniknie.
Trudno przecenić wpływ tej idei na współczesny optymizm dotyczący postępu. Najcięższa praca została wykonana, teraz to „tylko” kwestia stopniowego zmieniania świata przez kolejne tysiąc lat. Pod koniec tego procesu Król Chrystus przejmie doskonale przygotowane królestwo.
Postmillennializm pozostawał dominującym sposobem myślenia przez bardzo długi czas. Celem było ustanowienie protestanckiej dominacji nad światem, nawrócenie wszystkich narodów i świecka praca nad poprawą życia. Tak narodził się progresywizm.
Wszystkie odmiany Social Gospel, takie jak abolicja niewolnictwa, opieka nad ubogimi, edukacja szkolna, ruch wstrzemięźliwości, są zakorzenione w tym myśleniu. Ludzie przygotowywali się na dłuższy pobyt na ziemi. Rodzenie dzieci, sadzenie drzew i budowanie domów miało sens w świecie, który nie skończy się jutro.
Dziś spadkobiercami tego sposobu myślenia są w szczególności liberalni chrześcijanie, wiele z nich należy do Partii Demokratycznej. Myślenie to rozprzestrzeniło się na inne obszary, takie jak ochrona środowiska, kwestie równości i ochrona mniejszości. Optymizm dotyczący postępu od dawna jest domeną postępowców.
Doomerzy wśród chrześcijan
Na początku XX w. nastąpił ogromny wstrząs – gwałtowny spadek wiary religijnej i pogorszenie jakości życia w wyniku wojen światowych, epidemii i głodu. Liberalizm został obwiniony przez chrześcijańskich fundamentalistów o spowodowanie spadku żarliwości religijnej.
Przykłady obejmują takie postacie, jak wielokrotny kandydat demokratów na prezydenta, William Jennings Bryant, i Lyman Stewart, którego publikacje The Fundamentals w latach 1910-1915 dały początek terminowi „fundamentalista”. Teraz to premilenializm miał dominować przez około 100 lat.
Premillennialiści to, krótko mówiąc i upraszczając, doomerzy wśród chrześcijan. Zanim Chrystus przyjdzie ponownie i uczyni wszystko lepszym na tysiąc lat, świat musi się pogorszyć.
Ten czas postrzegany jest jako „wielki ucisk” (Great Tribulation), gorzki okres, gdy kościoły pustoszeją, wiara staje się płytka, aborcje, eutanazja i małżeństwa osób tej samej płci są legalizowane, więzi społeczne rozpadają się, narkotyki stają się powszechne, a liberalne elity obrażają Boga swoim permisywnym stylem życia.
Nie ma nadziei na poprawę, a jedyną rzeczą, jaką mogą zrobić prawi chrześcijanie, jest wytrwanie na straconej pozycji. Ci, którzy są, co prawda, nieszczęśliwi na co dzień, ale wiernie i niezachwianie trzymają się prawdy, zostaną nagrodzeni.
Możemy jedynie sprzeciwiać się postępowi zła, a nie powstrzymywać je własnymi wysiłkami. Zmianom klimatycznym również nie należy przeciwdziałać, zwłaszcza poprzez ograniczanie konsumpcyjnego stylu życia, ponieważ to, co musi spłonąć, ma spłonąć.
QAnon, UFO i chrześcijanie porwani do nieba
Wybrani chrześcijanie mogą czasami zostać uratowani z tej niedoli, trochę na zasadach porwania przez UFO, które uprowadza ich z jednej rozpadającej się planety na drugą (lub przez rakietę na Marsa finansowaną ze sprzedaży samochodów elektrycznych i hojnych ulg podatkowych dzięki dobremu połączeniu z Białym Domem).
Ta podkategoria premillennializmu, nazywana dyspensacjonalizmem, nie jest wyznawana przez wszystkich premillennialistów, ale stała się bardzo popularna wśród ewangelików i fundamentalistów w XX w.
Teologia jest dość zawiła, ale przedstawię ją w skrócie. Dyspensacjonaliści widzą rosnące panowanie Antychrysta na świecie (czemu towarzyszą liczne teorie spiskowe, NWO, Deep State, QAnon, Critical Race Theory, Gender), ale w każdej chwili wierzący mogą zostać porwani do nieba.
W języku angielskim określa się to porwanie jako rapture. Jest powszechnie wyobrażane dosłownie – jako nagłe uniesienie do nieba. Pozostaną tylko potępieni i świat oddany we władanie Antychrystowi.
Jeżeli ktoś się kiedyś zastanawiał, czemu kosmici szczególnie pokochali USA, oto odpowiedź. Wiara w UFO to w dość oczywisty sposób zsekularyzowana wersja dyspensacjonalizmu. Ponieważ wszystko i tak zmierza do piekła, reformy, ochrona klimatu i poprawa warunków życia nie mają sensu. Liczy się tylko jak najszybsze nawrócenie jak największej liczby ludzi.
W Stanach Zjednoczonych całe pokolenie ewangelików znalazło się pod wpływem niezwykle popularnej serii książek i filmów Left Behind. Jej fabuła odzwierciedla wspomnianą eschatologię i wyobrażenia o rapture.
Wybrani zostają na oczach pozostałych porwani przez Boga prosto do nieba. Pozostawieni na ziemi zdają sobie sprawę, że wszystko, co głosili ewangelikalni pastorzy o zbawieniu, jednak było prawdą i że są potępieni na zawsze.
Ostatni film z tej serii ukazał się w 2023 r. Idea ta nadal pozostaje wpływowa w amerykańskiej kulturze, która w dużej mierze opiera się na koncepcji amerykańskiego upadku. Raport Pew Research Center z 2011 r. szacuje, że około 60% amerykańskich pastorów w tym czasie wyznawało wiarę w rapture.
Wejście Trumpa
Trump pełni funkcję game changera. Jego dojście do władzy zostało przygotowane przez narrację, zgodnie z którą wszystko stawało się coraz gorsze, a Stany Zjednoczone znajdowały się na skraju przepaści. Jednocześnie amerykańska opowieść bez szczęśliwego zakończenia nie byłaby prawdziwie amerykańska.
W tym miejscu wielka historia naszych czasów staje się skomplikowana. Zgodnie z tym odczytaniem jeden z najniższych punktów ludzkości datuje się na lata 70. Po tym nastąpiło krótkie zwycięstwo dobra z Reaganem, Thatcher, Janem Pawłem II, zanim wszystko pogorszyło się po raz ostatni.
Te dramaturgiczne przewroty przygotowały scenę dla prawdziwego świtu nowego złotego wieku. Choć zjawisko jest dogłębnie amerykańskie, ma też niezwykle silny wymiar globalny. Od lat 80. postmillenializm powrócił pod nową postacią – chrześcijańskiej prawicy.
Stało się tak nie tylko w Ameryce, ale na całym świecie. Nie tylko w protestantyzmie, ale także w innych denominacjach. W USA zjawisko to od lat 80. XX w. kojarzone jest z chrześcijańskim rekonstrukcjonizmem i dominionizmem.
Nie wchodząc zbytnio w szczegóły, można stwierdzić, że chodzi o odzyskanie przestrzeni publicznej przez pewną siebie prawicę. Celem jest uzyskanie dominacji w społeczeństwie.
Już w 1975 r. „mandat siedmiu gór” był propagowany wśród ewangelików. To wizja kompleksowego przejęcia władzy w siedmiu obszarach społeczeństwa: polityce rodzinnej, religii, edukacji, mediach, sztuce i rozrywce, biznesie i rządzie.
Jedna z idei głosi, że całkowite chrześcijańskie panowanie nad tymi siedmioma obszarami jest warunkiem wstępnym powrotu Chrystusa. Inni widzą jeszcze inne, takie jak odbudowa żydowskiej świątyni w Jerozolimie lub nawrócenie wszystkich ludzi na chrześcijaństwo w jakimś odległym momencie w przyszłości (po tysiącu lat?).
Rekonstrukcjonizm ma na celu „zrekonstruowanie” moralności i polityki Starego Testamentu, podczas gdy dominacjonizm wywodzi polityczny mandat do rządzenia z Księgi Rodzaju, fragmentu 1:26 („Potem rzekł Bóg: Uczyńmy człowieka na Nasz obraz i podobieństwo, aby panował nad rybami morskimi i nad ptactwem powietrznym, i nad bydłem, i nad całą ziemią, i nad wszelką istotą pełzającą po ziemi”).
Te dwa nurty miały wpływ na powstanie wspomnianej wyżej Nowej Reformacji Apostolskiej. Loren Cunningham, Bill Bright, Francis Schaeffer, a przede wszystkim Rousas John Rushdoony byli twórcami dominionizmu i rekonstrukcjonizmu w latach 70. i 90.
Sama NAR otrzymała swoją nazwę od kaznodziei C. Petera Wagnera na początku XXI w. Bezpośrednio z nim związana jest kaznodzieja Paula White, osobista doradczyni duchowa Donalda Trumpa. W 2020 r. wpływowy aktywista MAGA, Charlie Kirk, ogłosił na konserwatywnym CPAC, że USA wreszcie mają prezydenta, który rozumie i realizuje siedem gór.
Z perspektywy nowych postmilenialistów czas gra na ich korzyść. Praktycznie wygrali. Antychryst (liberalizm?) jest już pokonany i może tylko kusić ludzi poprzez manipulację, np. neomarksizm w formie edukacji seksualnej w szkołach. Zasadniczo jednak to tylko kwestia czasu, zanim wszyscy zdadzą sobie sprawę, że kapitalizm jest najlepszym ze wszystkich systemów. Historia się skończyła.
Gdy czas staje się nieistotny, chrześcijańska prawica ma obsesję na punkcie przestrzeni. Siedem gór jest metaforą. Przestrzeń pozostaje chroniona granicami (build the wall) lub oznaczona strefami wyzwolonymi, należą do nich np. biblioteki na Florydzie opróżnione z niepożądanej literatury, miejscowości uznane za wolne od LGBT, manosfera ustanowiona jako przestrzeń wolna od kobiet.
W ostatnich dziesięcioleciach pojawiło się również zjawisko walki duchowej (spiritual warfare). Z postawą konkwistadorów dominioniści wkraczają w określoną przestrzeń i egzorcyzmują ją poprzez zbiorowe modlitwy odpędzające zło. Chrześcijańska prawica w USA podziela nowe amerykańskie zainteresowanie zajmowaniem przestrzeni i rozrastaniem się terytorium.
Prawica pociągnie nas w przepaść?
Reformacja nie doprowadziła do powstania światowego imperium protestantyzmu, ale jej wpływ był gigantyczny nawet tam, gdzie nie stała się dominującym nurtem. Czy nam się to podoba, czy nie, wszyscy jesteśmy dziś Amerykanami, a to, co dzieje się w Waszyngtonie, Dolinie Krzemowej czy Appalachach, wpływa również na nas.
Dopiero w przyszłości będziemy w stanie ocenić, jak głęboka jest obecna zmiana paradygmatu. Pojawiają się nowe wielkie historie, takie jak złoty wiek Trumpa, moment, od którego Ameryka będzie wygrywać jak nigdy przedtem. To one mogą zainaugurować nową nowoczesność.
Od XVII do początku XX w. dominował optymistyczny postmillenializm, a następnie przez prawie 100 lat pesymistyczny premillenializm, którego kulminacją jest skrajnie pesymistyczny dyspensacjonalizm z przełomu tysiącleci.
W latach 80. w USA pojawiła się chrześcijańska prawica, która ponownie przyjęła optymistyczna perspektywe postmillenializmu, a teraz radykalnie ją zintensyfikowała. Nowy postęp naszych czasów jest po stronie prawicowej. Pytanie tylko, czy nie pociągnie nas wszystkich w przepaść.
***
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym Klub jest wdzięczny za możliwość działania.
oprac, e-mk, ppr.pl