Zerwanie przez Rosję umowy zbożowej mocno uderza w Ukrainę, w której obecnie trwają żniwa. Ponownie zamykając czarnomorskie porty, Rosjanie starają się w tym strategicznym okresie uniemożliwić eksport ok. 60–70 mln t zbóż, które Ukraina chciałaby i powinna wyeksportować, a przy okazji destabilizują sytuację na światowych rynkach żywnościowych i wewnątrz UE. – Poza portami na Morzu Czarnym jest jeszcze droga lądowa, ale ona nie będzie w stanie zastąpić transportu morskiego. Co prawda zapowiadane są inwestycje i zwiększenie tranzytu zboża przez porty krajów przyfrontowych, ale to i tak nie będzie wystarczająca alternatywa – ocenia Monika Piątkowska, prezes Izby Zbożowo-Paszowej. Jej zdaniem wciąż jednak jest jeszcze nadzieja, że Rosja zdecyduje się wrócić do rozmów o wznowieniu umowy zbożowej.
W połowie lipca br. Moskwa wypowiedziała porozumienie zawarte za pośrednictwem Turcji i ONZ, które pozwalało Ukrainie eksportować zboże i produkty żywnościowe z portów na Morzu Czarnym, aby załagodzić światowy kryzys żywnościowy. Zniesione zostały również gwarancje bezpieczeństwa dla statków przewożących ukraińską żywność. Kreml oświadczył, że odtąd wszystkie statki, niezależnie od bandery, które będą się kierować w stronę ukraińskich portów na Morzu Czarnym, zostaną uznane za potencjalnych przewoźników ładunków wojskowych.
– Rosja właściwie od początku gra zbożem, gra globalnym bezpieczeństwem żywnościowym i używa go jako broni. Po zerwaniu przez nią umowy zbożowej doszło do kolejnej destabilizacji na rynkach międzynarodowych – mówi agencji Newseria Biznes Monika Piątkowska. – Dzisiaj jest jeszcze nadzieja, że będzie można handlować tym zbożem poprzez porty na Morzu Czarnym, bo zarówno Chiny, jak i Turcja namawiają Rosję do tego, aby jednak przywrócić możliwość w miarę bezpiecznego handlu. W miarę bezpiecznego, bo nawet w trakcie obowiązywania umowy zbożowej zdarzały się przypadki bombardowania portów i statków czy kradzieży ukraińskiego zboża.
Rosja rozpoczęła także zmasowane ataki rakietowe na ukraińskie porty i infrastrukturę służącą do magazynowania zboża. W wyniku ataku na Odessę pod koniec lipca br. zostało zniszczonych ok. 60 tys. t zboża oraz terminale zbożowy i olejowy. Atak na Reni – jeden z największych portów rzecznych nad Dunajem, przystosowany do transportu zboża – spowodował, że na światowych rynkach pszenica podrożała do najwyższego poziomu od kilku miesięcy. Z kolei w ubiegłotygodniowym ataku na ukraiński port Izmaił nad Dunajem zniszczone zostały dwa silosy i ok. 40 tys. t zboża, które miało trafić do krajów Afryki, Chin i Izraela, a światowe ceny żywności po raz kolejny poszybowały. FAO wskazuje, że międzynarodowe ceny pszenicy wzrosły w lipcu o 1,6 proc. w ujęciu miesięcznym – to pierwszy ich wzrost od dziewięciu miesięcy. W górę poszedł także – i to znacznie mocniej, bo o 12 proc. – wskaźnik cen olejów roślinnych FAO, po raz pierwszy od siedmiu miesięcy. W związku z niepewnością dostaw przez Morze Czarne podrożał szczególnie olej słonecznikowy – o 15 proc. w ujęciu miesięcznym.
– Putin wyraźnie oświadczył, że nie będzie przedłużać umowy zbożowej. Mimo to wiemy, że to zboże incydentalnie próbuje jednak wypłynąć z ukraińskich portów i dotrzeć do krajów potrzebujących – mówi prezes Izby Zbożowo-Paszowej
Jak poinformowała w ubiegłym tygodniu przedstawicielka USA przy ONZ Linda Thomas-Greenfield, „są oznaki, że Rosja może być jednak zainteresowana powrotem do rozmów w sprawie umowy zbożowej”. W zeszłą środę prezydent Turcji Tayyip Erdogan rozmawiał na ten temat z Władimirem Putinem, a według niepotwierdzonych jeszcze doniesień rosyjski dyktator ma pod koniec sierpnia udać się z wizytą do Ankary na negocjacje dotyczące możliwości jej wznowienia.
– Kraje afrykańskie, które były i są tradycyjnymi importerami pszenicy z Rosji i Ukrainy, dzisiaj – w świetle działań wojennych – w większości chcą kupować ukraińskie zboże, o czym Putin miał okazję się przekonać osobiście podczas lipcowego szczytu Rosja–Afryka – mówi Monika Piątkowska. – Putinowi, który składał propozycję sprzedaży zboża po lepszych cenach czy nawet darowania zboża krajom afrykańskim, prezydent RPA wyraźnie odpowiedział, że Afryka chce handlować na warunkach rynkowych, chce kupować zboże i żywność także od Ukrainy, że kraje afrykańskie nie potrzebują jałmużny. Myślę, że w tym zawiera się bardzo mocny i najwłaściwszy przekaz dla zbrodniarza Putina.
Przed wojną Rosja i Ukraina odpowiadały w sumie za około 1/3 światowego handlu pszenicą i aż 3/4 handlu olejem słonecznikowym. Zawirowania spowodowane rosyjską agresją najmocniej odczuły właśnie kraje Afryki, które były mocno uzależnione od importu z tego kierunku i wrażliwe na podwyżki cen. W efekcie – według Światowego Programu Żywnościowego ONZ – 2023 rok jest okresem największego kryzysu głodowego w historii. Rozwiązaniem tego kryzysu miało był właśnie porozumienie zbożowe wynegocjowane przez Kijów i Moskwę za pośrednictwem Turcji i ONZ. Dzięki utworzeniu bezpiecznego korytarza transportowego kraje afrykańskie otrzymywały zboże, a ceny na rynkach światowych spadły.
– Po zerwaniu umowy zbożowej przez Rosję wróciliśmy właściwie do punktu wyjścia – mówi prezes Izby Zbożowo-Paszowej.
Zerwanie umowy zbożowej uderza nie tylko w Afrykę, ale przede wszystkim w samą Ukrainę, w której obecnie trwają żniwa. Rosjanie starają się w tym strategicznym okresie uniemożliwić eksport ok. 60–70 mln t zbóż, które Ukraina chciałaby i powinna wyeksportować.
Wcześniej, jak podaje Ośrodek Studiów Wschodnich, bardzo ważną drogą eksportu ukraińskiej żywności był właśnie tzw. korytarz zbożowy na Morzu Czarnym. W ciągu ostatniego roku wywieziono nim 32,9 mln t towarów i produktów rolnych, głównie kukurydzy i pszenicy, ale też m.in. olejów i nasion roślin oleistych. Ogółem w I kwartale br. korytarz zbożowy odpowiadał za ponad połowę sprzedaży ukraińskiej żywności za granicę. Dlatego też jego zamknięcie będzie mieć bardzo negatywne konsekwencje dla ukraińskiej produkcji rolno-spożywczej i całego eksportu.
– Prezydent Zełenski zapowiedział utworzenie specjalnego funduszu gwarancyjnego i Ukraina cały czas walczy o to, żeby móc to zboże wytransferować – mówi Monika Piątkowska. – Poza Morzem Czarnym jest jeszcze droga lądowa, jednak ona nie będzie w stanie zastąpić transportu morskiego. Po pierwsze, jej przepustowość jest znacznie mniejsza – szacuje się, że można nią wytransferować tylko ok. 10 proc. tego, co drogą morską. Po drugie, dojście do tych samych wolumenów byłoby znacznie droższe, a tutaj ekonomia ma znaczenie. Dlatego w mojej ocenie dziś nie ma dobrej alternatywy dla transportu morskiego przez porty Morza Czarnego, choć pewnie będą podejmowane próby wyjścia z tej sytuacji poprzez tranzyt za pośrednictwem krajów przyfrontowych, w tym również przez Polskę.
Jak poinformował niedawno premier Mateusz Morawiecki, Polska nie pozwoli na wznowienie importu zboża i produktów rolnych z Ukrainy po 15 września br. Do tego czasu trwa embargo, ustanowione w porozumieniu z Komisją Europejską. Jednocześnie nie widzi przeszkód dla dalszego tranzytu tych produktów poprzez Polskę do krajów docelowych. Podobne stanowisko w tej sprawie mają też pozostałe kraje przyfrontowe.
– Przez nasze porty na Bałtyku eksportowanych jest szacunkowo ok. 200 tys. t ukraińskich towarów miesięcznie, ale powiedzmy sobie szczerze, to są wolumeny dalece niewystarczające w stosunku do potrzeb. Mamy ograniczoną przepustowość portów, która od wybuchu wojny nie została w żaden sposób udrożniona, a my tymczasem potrzebujemy m.in. dodatkowego terminala zbożowego, agroterminala, nie tylko dla zboża – mówi ekspertka. – Ukraina jest do tej sytuacji lepiej przygotowana, bo jak na te trudne warunki wojenne dość dobrze wykorzystała swój czas – buduje terminale wzdłuż Dunaju, tory kolejowe etc. A w Polsce infrastruktura nie uległa zmianie, nie udrożniliśmy jej w żaden sposób, jesteśmy de facto w punkcie wyjścia.
Jak podkreśla, inwestycje w tym obszarze są niezbędne nie tylko ze względu na tranzyt ukraińskich surowców.
– My się przygotowujemy nie tylko na ratowanie dzisiejszej sytuacji w Ukrainie, która jest oczywiście bardzo ważna, ale również na możliwości zwiększonego eksportu polskich produktów rolno-spożywczych, których produkcja z roku na rok rośnie. Mamy rokrocznie około 10 mln t naszego polskiego zboża w nadwyżce, którą też musimy wyeksportować – podkreśla prezes Izby Zbożowo-Paszowej.
oprac, e-mk ppr.pl