Spór o państwową ziemię wraca jak bumerang. Kolejny minister rolnictwa – Stefan Krajewski – obiecuje „pilne decyzje”, które mają pogodzić interesy pracowników spółek powstałych na gruzach dawnych PGR-ów i indywidualnych rolników czekających na powiększenie swoich gospodarstw. Problem w tym, że podobne słowa słyszeliśmy już wielokrotnie… i nic się w tej sprawie nie zmieniło.
Od 2011 r. trwa kwestia obowiązkowego zwrotu 30% dzierżaw („trzydziestki”) do zasobów państwowych i wystawienia ich na przetargi dla rolników indywidualnych. Pomysł Ośrodków Produkcji Rolniczej (OPR) z 2019 r. miał połączyć ochronę miejsc pracy ze wspieraniem gospodarstw rodzinnych — a dziś? Kolejne „zapowiedzi”, wstrzymane przetargi, tysiące hektarów w zawieszeniu i ludzie żyjący w strachu.
– „To skandal!” – grzmiał Tomasz Ognisty z rolniczej „Solidarności”, komentując przedłużane umowy dzierżawy, które jego zdaniem faworyzują wielkie podmioty przy minimalnych stawkach czynszu.
Rolnicza „Solidarność” od dawna ostrzega, że KOWR działa na korzyść korporacji, także tych z zagranicznym kapitałem, zamiast służyć interesowi polskiego rolnika.
– „Polska ziemia ma wrócić do polskich rolników. Pan minister zdecydował się odwołać przetargi na Ośrodki Produkcji Rolnej. To dobry krok, bo naszym zdaniem OPR-y to zły pomysł jako forma rozdysponowania gruntów. Chcemy rozmawiać o przyszłości tej ziemi” – mówił Ognisty podczas spotkania w Głubczycach.
W trakcie posiedzenia Komisji Rolnictwa dodał:
„A co robią w obrocie prywatnym? Zabierają ziemię (…) za 5 tys. za ha! (…) Ta ziemia powinna być zabrana w trybie pilnym!”
Tak ostrych słów nie można zignorować — zwłaszcza gdy liczą się nie tylko hektary, ale i setki miejsc pracy oraz przyszłość rolniczych społeczności, takich jak Głubczyce, gdzie bezrobocie wynosi blisko 9–11%
Minister Krajewski powtarza frazy o ochronie miejsc pracy i konieczności stopniowego przekazywania ziemi. Jednak konkretów brak. Łącząc to z realnym ryzykiem zwolnień w Top Farms, związkowcy żądają pilnych i konkretnych decyzji — nie kolejnych konferencji.
Dane są alarmujące: ponad milion ha państwowej ziemi w dzierżawie, a dzierżawcy dominujący niezmiennie od lat. To dowód, że państwo nie radzi sobie z planowym i sprawiedliwym zarządzaniem tym zasobem — terapeutyczne spotkania z rolnikami służą tu często tylko jako retoryczna tarcza.
Przez trzy dekady kolejne rządy uciekały od jednoznacznych decyzji. Rolnicy indywidualni czekają, aż ziemia wróci do nich, a pracownicy spółek – aż ktoś wreszcie powie jasno, jaka będzie ich przyszłość. Minister Stefan Krajewski obiecuje, że decyzje zapadną szybko. Ale dokładnie to samo słyszeliśmy od jego poprzedników.
Dziś stawka jest wysoka: chodzi o tysiące hektarów, setki gospodarstw rodzinnych i setki miejsc pracy. To test odwagi politycznej i zdolności państwa do przełamania wieloletniej niemocy.
Pytanie brzmi jednak: czy minister Krajewski będzie pierwszym, który naprawdę rozwiąże problem, czy też znów silniejsze okaże się lobby obszarników i wielkich agroholdingów, które od lat skutecznie blokują zmiany?
Jeżeli i tym razem polityka ulegnie naciskom, historia dzierżaw państwowej ziemi po raz kolejny powtórzy się farsą – konsekwencje poniosą nie ministrowie, a zwykli rolnicy i pracownicy wsi.
Każda kolejna „pilna obietnica” bez przełomu w grze to tylko potwierdzenie, że rolnicy i pracownicy spółek są zakładnikami niewydolnej polityki rolnej kreowanej przez kolejnych nieudolnych ministrów rolnictwa.