Ucieczka na drzewo uchroniła grzybiarza z okolic Myszkowa (Śląskie) przed poturbowaniem przez stado buszujących w lesie dzików. Aby przegonić zwierzęta, które nie pozwalały mężczyźnie zejść na ziemię, potrzebna była interwencja policji.
O nietypowej interwencji poinformowała w środę myszkowska policja. Pechowy grzybiarz to mieszkaniec wsi Leśniaki, który w poniedziałkowe popołudnie wybrał się do lasu w okolicy dzielnicy Będusz. Niebawem natknął się na stado dzików.
"Zdołał uciec na drzewo, niestety kilka dzików nie dało za wygraną i oczekiwało pod drzewem. Wystraszony grzybiarz postanowił zadzwonić na policję. Dyżurny myszkowskiej komendy zorganizował akcję ratowniczą, na miejsce zostały skierowane policyjne patrole" - relacjonowała w środę rzeczniczka myszkowskiej policji st. asp. Barbara Poznańska.
Policjanci ruszyli w stronę poszkodowanego, robiąc przy tym jak najwięcej hałasu; użyto też sygnałów dźwiękowych w radiowozach. Dzięki temu udało się odstraszyć agresywne zwierzęta i grzybiarz mógł bezpiecznie zejść z drzewa, gdzie spędził około 40 minut.
Policja przypomina zasady, pozwalające zminimalizować ryzyko podobnych przypadków. Niewskazane jest wchodzenie do lasu po zmroku - w tym czasie dziki zaczynają żerować i jest większa szansa, że je napotkamy. Nie należy też dokarmiać dzików - przyzwyczajone do tego zaczynają zbliżać się do miejsc zamieszkanych przez ludzi i zmieniają tryb żerowania na dzienny.
"Gdy napotkamy dzika, nie wykonujmy gwałtownych ruchów. Starajmy się powoli oddalić lub poczekać aż sam odejdzie. W przypadku, kiedy dzik zacznie atakować, uciekajmy na drzewo" - radzi rzeczniczka myszkowskiej policji. Nie zawsze ucieczka na drzewo musi być najlepszym rozwiązaniem - dzik może okazać się szybszy, albo też długo nie odchodzić spod drzewa.
W lesie warto mieć ze sobą telefon komórkowy, by w razie potrzeby wezwać pomoc, dobrym pomysłem jest też zabranie ze sobą gwizdka, którego sygnał pomoże ratownikom nas odnaleźć w razie kłopotów.
Przypadek grzybiarza z Myszkowa był kolejnym w tym sezonie w woj. śląskim. W końcu lipca ponad cztery godziny spędził na drzewie na odludziu mieszkaniec Żor, chroniący się przed atakującą lochą dzika z młodymi. Zwierzęta nie pozwalały mu zejść na ziemię; pomogli strażacy i policjanci wezwani przez osoby, które dosłyszały wołanie z lasu. Mężczyzna miał ze sobą telefon z rozładowaną baterią, a znajdował się kilkaset metrów od najbliższych domów. „To cud naprawdę, że ktoś tego człowieka usłyszał” - mówili wówczas policjanci.
Aby dotrzeć do wołającego, funkcjonariusze musieli poprosić o pomoc strażaków, a potem w tzw. woderach przedrzeć się z nimi przez mokradła. Na miejscu zastali na drzewie roztrzęsionego człowieka, a pod nim lochę dzika z kilkoma młodymi. Zwierzęta były agresywne i nerwowo krążyły wokół pnia. Mężczyzna tkwił na drzewie już ponad cztery godziny, był wyczerpany i nie miał siły dłużej trzymać się drzewa. Strażakom i policjantom udało się przepędzić lochę z warchlakami, a potem pomóc 32-letniemu mieszkańcowi Żor zejść na dół.
Znawcy zwyczajów zwierząt wskazują, że choć dziki nie atakują bez powodu i prowadzą raczej nocny tryb życia, mogą stać się agresywne i niebezpieczne, gdy poczują zagrożenie. Aby nie wchodzić im w drogę, nie należy raczej zapuszczać się w głębokie i rzadko odwiedzane przez ludzi części lasu. W przypadku napotkania dzików, nie należy ich dokarmiać, samemu zbliżać się do nich, próbować odstraszać, prowokować, ani wykonywać gwałtownych ruchów. Najlepiej starać się zachować spokój i powoli oddalić się w bezpieczne miejsce, ewentualnie pozostać w bezruchu i poczekać, aż same odejdą. Dziki mogą reagować podobnie, jak rozdrażnione psy - ucieczka zwykle zwiększa ryzyko pościgu i ataku. (PAP)
Marek Błoński